Nie żyje "jedna z najjaśniejszych gwiazd" polskiej sceny muzycznej. Miał zaledwie 64 lata
Nie żyje Maciej Krzysztyniak. Smutne wieści o odejściu wybitego artysty przekazali jego koledzy z branży.
Nie żyje Maciej Krzysztyniak
Maciej Krzysztyniak nie żyje. Miał 64 lata. To tragiczna wiadomość dla fanów polskiej muzyki. Komunikat o śmierci tego wyjątkowego artysty, obdarzonego niesamowitym głosem i wielką charyzmą pojawił się nagle. Nie poinformowano o przyczynach zgonu wokalisty.
Wiadomość nadeszła z Wrocławia. O odejściu wybitnego muzyka i aktora poinformowała "Gazeta Wyborcza".
Nie żyje Maciej Krzysztyniak. Żegnają go koledzy z branży
Koledzy Macieja Krzysztyniaka ze Związku Artystów Scen Polskich pożegnali go we wzruszającym wpisie. Wspominają go nie tylko jako znakomitego artystę, ale przede wszystkim jako wyjątkowego człowieka.
"Z wielkim smutkiem informujemy, że odszedł nasz Kolega Maciej Krzysztyniak, wieloletni Członek wrocławskiego Oddziału ZASP. Na długo zostanie w naszej pamięci jako znakomity artysta i wspaniały człowiek.
Poinformowali także o pogrzebie Krzysztyniaka.
Uroczystość pogrzebowa odbędzie się w poniedziałek 16 października 2023 r. o godz. 11.30 na Cmentarzu Ducha Świętego we Wrocławiu, ul. Bardzka 80.
foto: Oddział we Wrocławiu" - czytamy na Facebooku.
Kim był Maciej Krzysztyniak?
Maciej Krzysztyniak na Dolnym Śląsku był prawdziwą legendą sceny. W swoim dorobku miał ponad 30 głównych partii barytonowych, w tym niesamowitą rolę Tewjego w musicalu "Skrzypek na dachu".
Wystąpił m.in. w "Manru" Ignacego Paderewskiego, "Strasznym dworze" Stanisława Moniuszki czy "Zmierzchu bogów" Richarda Wagnera. Krzysztyniak występował na scenach nie tylko w Polsce. Bywał na festiwalach takich jak Festiwal Operowy Verdiego w Roncole we Włoszech, Sommerfestspiele w Xanten czy Festiwal w Luksemburgu.
"Był jedną z najjaśniejszych gwiazd Opery Wrocławskiej. Obdarzony niezwykłą charyzmą, przepięknym głosem, cudowną muzykalnością, był genialnym partnerem dla wszystkich na scenie, wypełniał swoją postać całkowicie. Bardzo utalentowany aktor, co jest niezwykłe nawet w czasach, gdy artyści operowi przestali być "żaglowcami", dostojnie pływającymi w czasie spektaklu z jednej strony sceny na drugą. Gdy robiliśmy "Widma" we Wrocławiu, a potem w Jeleniej Górze, występował razem z aktorami dramatycznymi i błyszczał wśród nich. Zachwycał nienaganną dykcją i żarliwością. Miał też niezwykły wdzięk. Gdy wchodził na scenę, przykuwał natychmiast uwagę. Obojętnie czy to był czarny charakter jak Jagon w "Otellu", czy też toreador w "Carmen"" - mówił w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" reżyser Roberto Skolmowski.
Składamy kondolencje rodzinie i przyjaciołom artysty.