Nie do uwierzenia, co Sylwia Bomba znalazła w swoim jedzeniu. Po chwili było jeszcze gorzej. "Masakra"
Sylwia Bomba postanowiła skorzystać z wakacji. Wybrała się z córką na Mazury, jednak nie przypuszczała, jaka nieprzyjemność spotka ją już pierwszego dnia. Podczas obiadu w restauracji znalazła w jedzeniu coś niebezpiecznego, ale to nie był koniec, lecz początek problemów. Później było jeszcze gorzej.
Sylwia Bomba naprawdę znalazła TO w sałatce?!
Gwiazda programu „Gogglebox. Przed telewizorem” ostatnio nie próżnuje. Ostatnie miesiące upływały jej najpierw na budowie, a potem urządzaniu domu. Do tego dochodzą oczywiście zobowiązania zawodowe – nic dziwnego zatem, że postanowiła odpocząć.
W jej mediach społecznościowych możemy zobaczyć podróż, w jaką wybrała się z córką. Wsiadły w pendolino i pojechały na Mazury, a konkretnie do Iławy. Po znalezieniu się na miejscu poszły na obiad, i to wtedy zaczął się cały koszmar. To, że Bomba znalazła w jedzeniu niebezpiecznego owada, to jedno. To, co wydarzyło się przy okazji – to kolejna historia. Poniżej szczegóły, ale ostrzegamy osoby, które wyjątkowo boją się insektów.
Sylwia Bomba znalazła w jedzeniu groźnego owada
Sylwia zazwyczaj nie „gwiazdorzy” w mediach społecznościowych i nie robi problemów pracownikom. Tym razem zrobiła wyjątek – i nie dziwimy się jej ani trochę. W jej relacji na Instastories znalazł się film, na którym pokazała owada, jakiego znalazła w sałatce .
Słuchajcie, przyjechaliśmy do Iławy na obiadek, do takiej pięknej restauracji i dostałam robaczka. I pan menadżer twierdzi, że ten robaczek przyleciał do mnie, taki już cały w sosie – ogłosiła Bomba na Instagramie.
Przyjrzeliśmy się dokładnie i ku naszemu przerażeniu odkryliśmy, że „robaczkiem” nie była mucha lub coś innego, niegroźnego, lecz osa ! Połknięcie jej niechcący, gdyby była żywa, mogłoby się w najlepszym przypadku zakończyć wizytą w szpitalu .
Jeżeli jednak myślicie, że to koniec dramatu, jesteście w błędzie. Poniżej oburzające zakończenie historii.
Majątek za sałatkę z osą. Sylwia Bomba nie kryła oburzenia
Na szczęście – lub nieszczęście celebrytki – osa okazała się martwa. Jednak tym dziwniejsze jest tłumaczenie menadżera restauracji, który stwierdził, że to winy Sylwii, że owad znalazł się w jej jedzeniu. A potem kazał jej zapłacić za sałatkę . Bomba pokazała rachunek z lokalu: pozycja „kurczak w sezamie z mozzarellą i oliwkami” kosztowała 39 złotych.
Jak się skończyło? Słuchajcie, no bardzo ciekawie. Zapłaciłam za sałatkę z robakiem, a pan menadżer nie powiedział przepraszam, tylko cały czas uparcie twierdził, że to moja wina, bo jedząc nie zauważyłam, jak robak wpadł do sałatki, wykąpał się w sosie i zakopał się pod sałatę . Także pozdrawiam. Nigdy tego nie robię, bo nie robię nigdy złego PR-u, ale pan naprawdę bardzo na to służył – ogłosiła Sylwia, pokazując nazwę lokalu.