Chris Cugowski: „Zostałem wychowany z myślą o tym, że cokolwiek bym w życiu nie robił, jest to gwarantowane, że zawsze będę porównywany”
Pewnie wiele osób Cię o to pyta, zapytam więc i ja. Dlaczego właśnie aktorstwo? Wiem, że śpiewasz, komponujesz, grasz na wielu instrumentach. Nie chciałeś iść w ślady taty oraz starszych braci i zająć się muzyką? Współpracować z nimi właśnie w tej dziedzinie? Czemu tak się wyrwałeś?
Jeszcze jakiś czas temu wszyscy zastanawiali się, kim jest tajemniczy syn Krzysztofa Cugowskiego. Cały Internet huczał na temat jego występu w hitowym serialu Netflixa „Bridgertonowie”, a później wszystkie portale plotkowały o ślubnej fotografii na jego Instagramie, która stanowiła niezbity dowód na zmianę stanu cywilnego aktora. Dziś zapytaliśmy Chrisa Cugowskiego, jakie ma nastawienie przed udziałem w programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”, jaka jest jego największa fobia i co powiedziałby na współpracę z Ekipą Friza! Czy pochodzenie z muzycznej rodziny Cugowskich sprawia, że ciążyła na nim presja i czy właśnie dlatego uciekł do Anglii?
Czy właśnie ta chęć bycia nieporównywanym jest powodem, dla którego „uciekłeś” do Anglii? Dlaczego ta Anglia? Nie myślałeś nigdy, aby powrócić na stałe do Polski i właśnie tutaj zająć się aktorstwem?
-Oczywiście, taka myśl była, ale nie wiem, czy gdzieś to usłyszałem, czy ktoś mi tak powiedział, czy też może sam doszedłem do takiego wniosku, ale bardzo nie chciałem takiej jednej sytuacji. Muzyka jest bardzo bliska memu sercu. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że jest najważniejszą rzeczą w moim życiu, jeśli chodzi o rzeczy hobbistyczne. I właśnie! Ja kocham muzykę jako moje hobby i bardzo nie chciałbym czegoś takiego, żeby moje hobby stało się moją pracą. W momencie, kiedy rzecz, którą kochasz, staje się Twoją pracą, istnieje ryzyko, że przestanie być twoim hobby i przestaniesz to kochać tak bardzo, jak to było na początku. Jeśli chodzi o aktorstwo, to bardzo kocham teatr i kocham występowanie, ale jestem w stanie poświęcić aktorstwo, żeby stało się moją pracą, ale kosztem przestania być moim hobby. Nie byłbym w stanie poświęcić tak muzyki, bo zawsze była i dalej jest zbyt bliska memu sercu.
Pochodzisz z niesamowicie artystycznej rodziny. Wasze nazwisko jest dobrze znane w polskim show-biznesie. Czy w związku z tym kiedykolwiek odczuwałeś jakąś presję?
Zdarza Ci się być poirytowanym, kiedy słyszysz porównania, że jesteś albo też nie jesteś podobny do swojego taty lub braci. Oliwia Bieniuk na przykład wspominała ostatnio, że ma dość bycia porównywaną do swojej mamy – Ani Przybylskiej. Czy to naprawdę jest aż tak wkurzające?
-W Anglii przekonały mnie nowe doznania. Ja bardzo chciałem spróbować czegoś nowego, zobaczyć, jak tam będzie. Moja siostra przyrodnia też wyjechała do Anglii, kiedy miała szesnaście lat. Ona jest ode mnie dziewięć lat starsza. Jak byłem odpowiednio młodszy, to zobaczyłem, że ona poszła tam do liceum i powiedziałem już wtedy, że ja też chcę iść tam do liceum. Moja upartość przeważyła i tak mnie trzymała przez kolejne dziewięć lat, kiedy doszedłem do szesnastego roku życia, że nie zmieniło mi się to. Zdecydowanie wyszło mi to na dobre, bo tam też miałem możliwość studiowania teatru w liceum, a jak wiadomo nie we wszystkich polskich liceach teatr jest takim normalnym przedmiotem na zaliczenie. Wiadomo jest ewentualnie szkoła aktorska dalej, natomiast w Anglii miałem możliwość wybrania teatru, muzyki jako normalnego przedmiotu. Byłem na profilu tak zwanym artystycznym w liceum.
-Ja to przyjąłem i zostałem wychowany z myślą o tym, że cokolwiek bym w życiu nie robił, jest to gwarantowane, że zawsze będę porównywany. Jakbym postanowił być inżynierem albo doktorem, to też na pewno znalazłyby się jakieś porównania. Byłem przygotowywany na to przez bardzo długi czas, nawet nie tak aktywnie, że ktoś mnie sadzał na ławeczce i mówił: „Krzychu, będziesz porównywany do taty i braci”, ale sam w swojej świadomości wiedziałem, że takie porównania mogą być. Ja nazywam coś takiego ryzykiem zawodowym i jestem na to przygotowany. Czy mnie to irytuje? Nie powiedziałbym. Nie irytuje mnie to, bo jest to coś czego oczekiwałem i z czym się pogodziłem.
Chris Cugowski: Nie powiedziałbym, że presję, ale na pewno bardzo dużo inspiracji, związanych z warunkami, w jakich się wychowywałem. Jak byłem mały, to taty bardzo często nie było w domu, bo wiadomo koncertował, a trasa wymaga tego typu poświęceń, ale wyciągnąłem z tego wnioski, jak postępować teraz. Tata nauczył mnie, że nawet jak był poza domem, wychodził na tydzień albo dwa, to kiedy wracał, praca nigdy nie ciągnęła się za nim. To na pewno była bardzo ważna lekcja, którą staram się wykorzystywać na co dzień, zwłaszcza w obecnej chwili.
No faktycznie Ci się to opłaciło, bo jak wiemy zagrałeś w hicie Netflixa „Bridgertonowie”. Czy było coś, czego szczególnie się obawiałeś przyjmując rolę w tym serialu?
- Nie powiedziałbym, że się czegoś obawiałem. „Bridgertonowie” przyszli już po moim liceum, kiedy byłem na moim ostatnim roku studiów, na trzecim roku. Jedyne co wtedy bardzo wpływało na moje życie, to brak możliwości ścięcia włosów czy jakiejkolwiek zmiany wizerunku od szyi w górę, ponieważ produkcja wyraziła się jasno, że muszę to utrzymać. Tam peruki nie wchodziły w grę, więc musiałem mieć takie włosy i poza serialem, poza charakteryzacją wyglądałem bardziej jak John Travolta w „Grease”. W latach pięćdziesiątych wyglądało to znakomicie, jednakże w świecie studenckim, powiedzmy młodzieżowym, budziło to dużo śmiechu, oczywiście takiego pozytywnego, zwłaszcza u osób, które nie były świadome po co to. Bardzo dużo osób myślało, że jest to mój wybór, a ja nie za bardzo mogłem wtedy zdradzać, że jest to związane z pracą.
Właśnie miałam pytać, jak tłumaczyłeś swój wygląd, skoro nie mogłeś powiedzieć, że właśnie grasz w takim serialu?
-Powiedziałem, że jest to związane z pracą, ale też wiadomo nie mogłem powiedzieć, o co dokładnie chodzi. Gdy pytali moi znajomi, którzy też byli na wydziale aktorskim, a ja powiedziałem, że chodzi o pracę to wszyscy po prostu ze zrozumieniem kiwali głowami i nie zadawali już dalszych zbędnych pytań.
Jak wiemy ruszyły już przygotowania do drugiego sezonu tego serialu. Czy jest szansa, że znowu pojawisz się na ekranach w kontynuacji „Bridgertonów”? Może dojdzie do rozwinięcia wątku Twojej postaci?
-Nie. Niestety w drugim sezonie nie pojawię się. Raz, że pandemia zatrzymała mnie w Polsce, a dwa nie mam na razie możliwości. Podczas pandemii, kiedy byłem w Polsce, nadarzyło się bardzo wiele innych okazji, do których już się zobowiązałem, i nie byłbym w stanie pogodzić tego ze sobą, zwłaszcza, że są to rzeczy w dwóch innych krajach, a moja obecna praca wymaga codziennego zaangażowania i codziennych prób. Musiałem wybrać albo jedno albo drugie, a w tym momencie zdecydowanie bardziej się już zaangażowałem w moją obecną pracę.
Nie wiem, czy o tym samym tajemniczym angażu mówimy, ale wiem, że pojawisz się w programie „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”.
-Tak! Dokładnie o tym mówię.
Dlaczego zdecydowałeś się na udział w takim programie? Czemu na przykład nie „Taniec z Gwiazdami”?
- Apropo „Tańca z Gwiazdami” szybka odpowiedź: Nie potrafię tańczyć!
Zawsze mógłbyś się nauczyć!
-Być może mógłbym się nauczyć, ale na pewno byłaby to większa przyjemność do oglądania dla innych, niż dla mnie. Oprócz takiego prowizorycznego tańca na scenie w rytm muzyki albo na jakiejś imprezie, gdzie moje kroki taneczne sprowadzają się do zraszaczy albo innych nurków, to za bardzo nie mam z tym nic więcej wspólnego! Natomiast, wracając do Twojego pytania o program, uznałem, że to jest świetny złoty środek. „Twoja Twarz Brzmi Znajomo” daje taki świetny bilans zdolności aktorskich i zdolności wokalnych, a że ja prywatnie bardzo lubię grać i śpiewać uznałem, że kurczę, to tak jakby mi ktoś coś podał na tacy, mówiąc: „Krzychu, masz tu świetną okazję do przedstawienia się i zaprezentowania, do tego ze świetną ekipą i świetnym wykonaniem tego programu”. Jestem doskonale świadomy, że w ten program idzie bardzo duża ilość pracy, a efekt jak najbardziej wynagradza to wszystko, bo wszystko wygląda fenomenalnie.
Jest coś, czego bardziej się obawiasz? Wiadomo, zarówno pod względem aktorskim, jak i wokalnym ten program nie powinien stanowić dla Ciebie żadnego problemu, ale jakbyś musiał wybrać. Bardziej obawiasz się wcielania w te różne postacie czy może jednak aspektów wokalnych i treningów?
-Wiesz co, myślę, że pół na pół. To wszystko oczywiście zależy od losowania i od osoby, która mi się trafi do wcielania się w nią lub w niego. Bardzo często te osoby są bardzo oddalone od siebie. Jeśli chodzi o umiejętności aktorskie, to tam można starać się jak najbardziej zbliżyć. Jeżeli jednak chodzi o umiejętności wokalne, to jest to niemożliwe, żeby to było zrobione jeden do jednego. Obawiam się trochę, bo ja z natury jestem perfekcjonistą. Załóżmy, że wylosuję powiedzmy Michaela Jacksona. Nie spojleruję, bo jeszcze nic nie wiem i używamy tego tylko jako przykład! Wiadomo, że staram się jak najbardziej do niego zbliżyć, ale to nigdy nie będzie jeden do jednego. Zawsze zostaje ten element tej właściwej osoby. Oczywiście, ten program polega bardziej na zbliżeniu się do wylosowanej osoby, a nie na oddawaniu tego jeden do jeden. Każdy jest indywidualistą.
A czy jest jakaś postać, nie spojlerując mi oczywiście, której szczególnie się obawiasz? Boisz się na przykład odgrywania jakiegoś konkretnego głosu albo nie wiem, chociażby chodzenia na szpilkach?
-Chodzenie na szpilkach to już swoją drogą! Jestem świadomy, że istnieje możliwość mojego występu na szpilkach, jak tak oglądałem uczestników poprzednich edycji. Natomiast, nie powiedziałbym, że obawiam się jakiegoś konkretnego wokalisty czy wokalistki. Nie mam tak, że myślę „Co by było, gdybym rzeczywiście ją lub jego wylosował”. Bardziej chodzi o takie wyzwanie, że kogokolwiek bym nie wylosował to mam wrażenie, że byłoby to równie trudne, bo każda osoba jest bardzo charakterystyczna. Zwłaszcza w tym programie stawiają na tych artystów bardziej charyzmatycznych i wyróżniających się. Myślę, że każdy będzie dla mnie stanowił wyzwanie, a ja kogokolwiek bym nie dostał, będę starał się odwzorować go jak najlepiej.
A przykładowo, bardziej ucieszyłbyś się z Adele czy z Zenka Martyniuka?
- To są dwa zupełnie inne style muzyczne, inni wokaliści, inna para kaloszy! Adele jest bardziej statyczną postacią. Ona wychodzi na scenę i wali tym głosem, nawet nie musi się specjalnie ruszać. Natomiast, tak jak podałaś przykład Zenka Martyniuka, jest to showman, tu już trzeba zabawiać tłum. To jest zupełnie inne podejście i jestem pewien, że gdybym wylosował obydwie te osoby, to w obydwu bym się bawił równie dobrze.
I tego Ci życzę i będę trzymać kciuki za Ciebie w programie! Teraz delikatnie zmienimy temat, bo jak wiem, próbujesz też swoich sił w modelingu. Ostatnio głośno było o Twoim zdjęciu na Instagramie ze ślubu. Taki był zamysł? Chciałeś lekko zszokować czy wyszło to całkowicie przypadkiem?
- Kompletnie nie sądziłem, że stanie się z tego takie bum, jak się stało! Ja cenię sobie swoje autoironiczne poczucie humoru. To była już druga sesja mojej dobrej znajomej, która jest wedding plannerką, organizatorką ślubów i zaprosiła mnie.. To już druga taka sesja, z pierwszej też miałem zdjęcie na Instagramie, więc zażartowałem sobie, że po raz drugi wziąłem ślub, odnosząc się do tej pierwszej sesji. To jest taki mój typ humoru. Dla mnie to było śmieszne, a jak dla mnie jest coś śmieszne, a nikomu moje komentarze nie szkodzą, to uznaję, że mogę zapostować takie zdjęcie. Parę dni później, czy tam nawet na następny dzień, zauważyłem, że portale to podłapały. Jedyne, czego się obawiałem, to było niewyłapanie mojego żartu, ale na szczęście w miarę czytania zobaczyłem, że to jednak wszyscy załapali o co chodzi.
Czyli dementując wszystkie plotki – żadnego wesela ani ślubu w życiu prywatnym nie było!
-Żadnego wesela w moim życiu prywatnym nie było i w najbliższym czasie nic takiego nie planuję!
Aktorstwo, muzyka, modeling. Jak udaje Ci się łączyć to wszystko w całość? A może chcesz spróbować sił w czymś jeszcze? Wiemy już, że taniec niezbyt, ale może na przykład YouTube? Teraz wiele osób idzie w tym kierunku. Myślałeś coś o tym?
- Myślałem o tym. Jednakże, ja jestem bardziej z tych osób, które swoją opinię, swoje przemyślenia ograniczają albo do siebie samego albo do osób najbliższych. Nie wiem, czy byłbym w stanie powiedzieć coś na tyle ciekawego, żeby utrzymywać publiczność, jeśli chodzi o takie serwisy jak YouTube. Nie jestem jedną z takich osób, które wstawiałyby filmiki typu: „Dzień dobry, dzisiaj jem sobie owsiankę z malinami, a wczoraj była owsianka z bananem. Różnica między tymi dwoma owsiankami to te dwa różne owoce” i ten wywód prowadzić w trakcie całego dwudziestominutowego materiału. Są osoby, którym to wychodzi wybitnie i nawet się nie zorientuję, kiedy mija dwadzieścia minut słuchania o czyjejś owsiance! Na ten moment jednak, ja nie byłbym w stanie czegoś takiego prowadzić, więc trzymam się tych rzeczy, na których się choć troszkę znam.
Jak już jesteśmy przy tym Youtubie. A co gdyby na przykład odezwała się do Ciebie Ekipa Friza i poprosiliby, żebyś wziął udział w ich filmiku albo nagrał z nimi piosenkę? Coś takiego w ogóle wchodziłoby w grę? To już jest bliżej Twojej branży.
- Tak, oczywiście. Jeżeli chodziłoby o rzeczy typu nagranie piosenki, czy coś w czym rzeczywiście maczałem palce i cokolwiek bym mógł od siebie dodać, to jak najbardziej. Wątpię jednak, żebym się sprawdził jako youtuber. Jeśli chodzi o osobę-gościa i ja byłbym tam typowo jak gość to myślę, że czemu nie. Nie miałbym absolutnie nic przeciwko.
Czy jest jakaś rola, której nigdy nie podjąłbyś się zagrać?
- Rozumiem, że chodzi o role aktorską?
Tak, tak.
-Nie sądzę. Jeżeli rola by odpowiadała mi, wydawała mi się interesująca i zobaczyłbym, że rzeczywiście mogę coś wnieść do tej postaci i jakoś wcielić to w życie, to nie wydaję mi się. Jestem też zdania, że aktorzy odgrywają rolę, a bardzo często widzę błędne odczytanie tego, że to aktor jest postacią, którą odgrywa. To jest bardzo błędne. Bardzo często zdarza się to w Hollywood, kiedy aktorzy po odegranej roli dostają pogróżki od fanów, co jest oczywiście dużym marginesem. Widzę, że jest bardzo duże scalenie aktora z postacią, a to nie na tym polega. Zaznaczając, że aktor to aktor, a postać to postać, byłbym w stanie zagrać jakąkolwiek rolę, o ile bym uznał, że jestem w stanie coś wnieść dobrego do tej postaci. Oczywiście, są aktorzy, którzy odpowiadają danym postaciom i bardzo często inni aktorzy rezygnują z danej roli, bo wiedzą ktoś inny mógłby zagrać tę rolę lepiej. Bardzo często się zdarza, że ktoś odrzucił daną rolę, potem przejął ją ktoś inny i później wypowiadają się, że właśnie ta osoba zrobiła to fenomenalnie.
Czyli nie bałbyś się zagrać roli jakiejś znanej postaci na przykład w filmie biograficznym, wiedząc jednocześnie, że możesz zostać z nią utożsamiany? Kogoś żyjącego współcześnie, na przykład jakiegoś polityka, niech będzie Jarosław Kaczyński.
-Nie. Jeżeli już jesteśmy przy biografiach, nie mówię tu o filmach dokumentalnych, bo tu wiadomo, że są one na podstawie rzeczywistych taśm, czy zlepek materiałów, natomiast przy filmach autobiograficznych zawsze jest element fikcji literackiej i kinowej. To nigdy nie są seta w setę identyczne postacie. Na przykład film „Bohemian Rhapsody” o Freddim Mercurym, tam nie ma Freddiego Mercurego takiego jaki był on w rzeczywistości. Jest to wizja Freddiego Mercurego podana na bardzo ładnym talerzu przez twórców tego filmu. Jakkolwiek jest ona zbliżona i fenomenalnie zagrana przez Ramiego Maleka, to dalej jest to jakaś wersja. Bardzo podobnie jest w „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”. My tam serwujemy jakąś wersję danej postaci i nawet najlepsza wersja nie będzie seta w setę tą postacią. Dana postać zawsze jest tylko jedna, oryginalna, a my tylko staramy się ją odwzorować.
Nie bałbyś się współpracować z Ekipą Friza. Nie bałbyś się zagrać absolutnie żadnej roli.
-Nie bałbym się niczego!
I właśnie o to chciałam zapytać! Na przykład Iga Świątek powiedziała ostatnio, że jej fobią jest woda. A czy jest coś czego Ty się boisz?
-Ciężkie pytanie. Zaczynając od takich błahostek to boję się igieł i szczerze te szczepienia były dla mnie ciężkie, ale zamknąłem sobie oczy i pomyślałem, że jestem na Hawajach przez te pięć sekund! Natomiast, nie powiedziałbym, że mam jakąś fobię. Chyba, że sprawienie komuś z moich bliskich jakiejś przykrości albo jakiejś nieprzyjemności. Tego staram się unikać i tego staram się nie robić. Natomiast, jeśli mowa o takiej fobii, to nie wydaje mi się, żebym jakąś miał. Jestem człowiekiem z nastawieniem „co ma być, to będzie” i uważam, że jeśli starasz się robić wszystko najlepiej jak potrafisz, to w życiu nie ma się za bardzo czego bać, bo wszystko się jakoś ułoży.
Artykuły polecane przez redakcję Świat Gwiazd:
-
Dwa dni po ślubie Opozdy i Królikowskiego pojawił się komentarz o rozwodzie
-
Agnieszka Włodarczyk krótko po porodzie podjęła trudną decyzję. Już nie ukrywa niczego przed fanami
Jeżeli chcesz się podzielić informacjami na temat gwiazd i nowinek ze świata show-biznesu koniecznie napisz do nas na adres: redakcja@swiatgwiazd.pl.