Monika Richardson z przedświąteczną przestrogą, opowiedziała o koszmarze na lotnisku. "Wojna jest aż za granicą"
Monika Richardson podzieliła się ze swoimi obserwatorami historią, która przydarzyła jej się w ostatnim czasie. Ze szczegółami opisała problemy na warszawskim lotnisku. Wpis gwiazdy może być przestrogą dla wielu. Co się stało?
Prezenterka i dziennikarka ostatnie dni spędziła poza granicami Polski. Monika wybrała się na narty do Andory. Skorzystała z usług tanich linii lotniczych, jednak jak pokazał czas, to nie one były winne licznym komplikacjom. W sieci pojawił się obszerny opis zdarzeń.
Monika Richardson opowiedziała o przykrych doświadczeniach podczas podróży
Monika Richardson niezmiennie od lat może pochwalić się ogromną popularnością. Gwiazda zyskała rozgłos oraz sympatię widzów dzięki prowadzeniu takich produkcji jak "Europa da się lubić" czy "Orzeł i reszta".
Dziennikarka aktywnie działa również w mediach społecznościowych, za pośrednictwem których jest stałym kontakcie ze swoimi fanami. Informuje o ważnych wydarzeniach z życia zawodowego i prywatnego.
Nie było inaczej, kiedy Monika wybrała się do Andory na zimowe szusowanie. Wyjazd na narty okazał się świetną odskocznią, a gwiazda poinformowała o swoim zadowoleniu z wczasów. Nie obyło się jednak bez problemów, o których postanowiła szeroko opowiedzieć na Instagramie.
Monika Richardson z przedświąteczną przestrogą
Monika w szczegółach opowiedziała o problemach, do których doszło na lotnisku. Pierwszym z nich była wyjątkowo wysoka temperatura panująca w autobusie dowożącym pasażerów do samolotu.
— Przed wylotem z Warszawy staliśmy w kurtkach i czapkach narciarskich w zamkniętym, nagrzanym do niemożliwości autobusie przez 20 minut. W końcu zaczęłam krzyczeć. Ale to pikuś — rozpoczęła swoją historię Monika.
To jednak był początek utrapień gwiazdy, ponieważ jak wyznała w dalszej części wpisu, jej narty oraz sprzęt około 20 innych uczestników wyprawy został zgubiony. Po dwóch dniach sprzęt Moniki odnalazł się, a gwiazda ruszyła na lotnisko po ich odbiór. Nie było to jednak takie proste.
— Pojechałam. Zadzwoniłam z lotniska ze wskazanego telefonu, ktoś miał przyniesie mi moje narty ze strefy wylotów. Nikt nie odebrał. Czekałam 20 min, co chwilę dzwoniąc. W końcu ktoś odłożył słuchawkę. Weszłam więc całkowicie nielegalnie do strefy odbioru bagażu. Nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi. Odebrałam narty — napisała.
Sytuacja miała miejsce na lotnisku im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Monika Richardson nie jest zadowolona z funkcjonowania obiektu, tym bardziej że od pracownic usłyszała:
— Robimy, co możemy. Reklama:
— I to zdanie idealnie podsumowuje metodę funkcjonowania lotniska Chopina w Warszawie. Pozostaje nadzieja, że w okresie świątecznym, nikt nie zechce wejść do strefy odlotów tego lotniska w zgoła innym, niż ja, celu. No ale dlaczego miałby chcieć? W końcu wojna jest aż za granicą — zakończyła post Monika.
Zobacz zdjęcia:
Artykuły polecane przez redakcję Świata Gwiazd:
Zapraszamy na naszego Instagrama
Jeżeli chcesz się podzielić informacjami na temat gwiazd i nowinek ze świata show-biznesu koniecznie napisz do nas na adres: [email protected].