Dramat Jolanty Kwaśniewskiej w szpitalu. "Leżałam na korytarzu". To zgotowali jej lekarze
Jolanta Kwaśniewska zyskała sympatię tłumy, gdy wraz z mężem obejmowała stanowisko pary prezydenckiej. Pierwsza Dama opowiedziała o dramacie, jaki spotkał ją w szpitalu. Szok, przez co przeszła podczas jednego z najważniejszych wydarzeń w życiu.
Jolanta Kwaśniewska o narodzinach córki
Ostatnie chwile przed porodem okazały się dla Jolanty Kwaśniewskiej niezwykle trudnym okresem. Jak wspomina w swojej książce "Pierwsza Dama. Jolanta Kwaśniewska", trzy dni przed narodzinami córki ogarnęło ją głębokie niepokoju, gdy przestała czuć ruchy dziecka.
To przerażające doświadczenie sprawiło, że natychmiast udała się do szpitala położniczego przy placu Starynkiewicza w Warszawie. Budynek, choć niegdyś szczycił się mianem jednego z najnowocześniejszych w Europie, w połowie lat 80. XX wieku, kiedy na świat przyszła Ola Kwaśniewska , nosił już znamiona upływu czasu. Przestarzałe wyposażenie i surowa atmosfera panująca na oddziale położniczym z pewnością nie przyczyniły się do złagodzenia lęku przyszłej mamy:
Miałam flanelową koszulę do kostek, długie włosy splecione w warkocz i zero makijażu. Usłyszałam, jak jedna z pań leżących w mojej sali, a było nas łącznie siedem, mówi: Boże, jaka młoda! Teraz dzieci rodzą dzieci — wspomina Jolanta Kwaśniewska.
Chwilę przed porodem Jolanty Kwaśniewskiej
Weekend był dla Jolanty Kwaśniewskiej ostatnią szansą na spotkanie z mężem, zanim na świat przyjdzie ich dziecko. W tamtych czasach, ze względu na rygorystyczne zasady sanitarne, wizyty na oddziałach położniczych były praktycznie niemożliwe. Jednak dzięki determinacji i pomocy szwagierki Jolanty, studentki medycyny, udało się to, co wydawało się nieosiągalne.
Młoda kobieta, zaniepokojona stanem zdrowia przyszłej matki, wykorzystała swoje znajomości i umożliwiła Aleksandrowi Kwaśniewskiemu pożegnanie żony przed porodem. Wkrótce potem Jolanta zaczęła odczuwać pierwsze skurcze, które zwiastowały rychły początek porodu.
Odchodzą mi wody, słyszę, jak inne rodzące kobiety krzyczą w salach na tych pozajmowanych łóżkach. Spaceruję po korytarzu, bo jestem przekonana, że za chwilę będę musiała się do jednej z tych sal wybrać, moje przerażenie rośnie. Podreptałam jeszcze do automatu telefonicznego, zadzwoniłam do Małgosi, mówię: będę rodzić. Dotarła do mnie koło dwudziestej trzeciej. Zaczęłam mieć potworne bóle. Byłyśmy same, bez lekarza, Małgosia tylko zwilżała mi usta. Wszystko trwa, trwa i trwa... [...] Oleńkę urodziłam 16 lutego, po północy. Szło, jak to często bywa przy pierwszym porodzie, mozolnie" — wspominała
Ciężkie początki w domu Kwaśniewskich
Zachwyt z urodzenia zdrowej córki był ogromny. Maleńka Ola dostała 10 punktów w skali Apgara, ważyła prawie 3,5 kilograma i mierzyła 54 centymetry długości. Jednak warunki w szpitalu pozostawiały wiele do życzenia:
Nie było miejsca na salach, więc leżałam w połogu na korytarzu. Obok mnie znalazły się jeszcze dwie panie. W końcu dostałam pozwolenie, żeby się wykąpać. Idę szczęśliwa pod prysznic. Wchodzę do kabiny, wpada pielęgniarka i mówi, że pacjentka, która przede mną tu była, ma półpasiec. No świetnie — myślę sobie. Był (sanitariat - przyp. red.) w opłakanym stanie. Brudne, obrzydliwe łazienki. Prysznice z przegniłymi deskami na podłodze. Miejsce naprawdę straszne. Na szczęście po drugim dniu dostałam się na salę. Przynoszono nam jakieś paskudne jedzenie, ale koło mnie leżała przesympatyczna pani, której mąż był kucharzem i przywoził jej dewolaje, sztuk trzy. Więc w końcu mogłam zjeść coś przyzwoitego — dewolaja, a wcześniej rosół z kury — opowiadała w książce prezydentowa Kwaśniewska,
Radość z narodzin córki szybko przygasła, gdy Jolanta Kwaśniewska zmierzyła się z trudną rzeczywistością macierzyństwa. Maleńka Ola, zamiast spać spokojnie, nieustannie płakała, sprawiając, że młoda mama czuła się bezradna i zmęczona. Zdesperowana, Jolanta starała się znaleźć przyczynę niepokoju dziecka, jednak wszystkie badania nie wykazały żadnych nieprawidłowości. Postępując zgodnie z zaleceniami lekarzy, zamiast karmić córkę piersią w nocy, podawała jej wodę. Te trzy miesiące były dla Jolanty czasem ogromnego wysiłku i niepewności:
Każda noc była dramatem. Brałam Oleńkę z materacyka, przenosiłam na nasz materac. Dziecko płakało godzinami – a ja z nim. Którejś nocy mąż mówi: chrzanię, idę do roboty. Wreszcie przyszła do mnie na wizytę domową przesympatyczna lekarka, pediatrka z dużym doświadczeniem, chyba tuż przed emeryturą. Opowiadam jej półżywa o tych naszych zmaganiach, a ona pyta mnie, jak często karmię dziecko w nocy. Nie karmię w ogóle, bo w nocy trzeba przepajać. Spock kazał wyłącznie przepajać! Matko Boska – załamuje ręce lekarka – a co pani robi z mlekiem? Ściągam po północy i wylewam do zlewu. Zgłosiliśmy nawet chęć oddawania mleka do pogotowia laktacyjnego, ale na Ursynów nikomu nie opłacało się przyjeżdżać. Wtedy pani doktor wyjaśniła mi, że dziecko, jeśli jest głodne, jeśli chce jeść, ma po prostu jeść. Od tego czasu Oleńka leżała prawie całe noce zadowolona przy mojej jednej lub drugiej piersi, a my zaczęliśmy spać spokojnie— wspominała Jolanta Kwaśniewska w książce "Pierwsza Dama. Jolanta Kwaśniewska"