Nie żyje 25-letni polski raper. Słowa matki po wyroku sądu złamią wam serce
Młody raper został znaleziony martwy. Powód jego śmierci jest szokujący. Znajomi patrzyli godzinami, jak kona, ale nie udzielono mu pomocy. Zapadł wyrok w sprawie Damiana Krzymieniewskiego.
Młody raper nie wrócił do domu
Damian Krzymieniewski zajmował się rapowaniem, pisaniem tekstów i marzył o nagraniu albumu. Niestety, jego życie zakończyła tragiczna śmierć . Mimo że znajomi widzieli jego pogarszający się stan, przez wiele godzin nie wezwali pomocy medycznej. W marcu 2021 roku, 25-letni Damian udał się na domówkę do przyjaciół we wsi Lipka w województwie wielkopolskim.
Mieli oglądać zawody w punchdown, czyli policzkowaniu – wspomina Aleksandra Krzymieniewska, mama chłopaka. – Powiedział, że wróci w nocy, bo ma załatwiony transport – dodaje.
Nigdy jednak nie wrócił do domu. Kiedy następnego dnia syn nadal się nie pojawił, zaniepokojona matka zadzwoniła do jego znajomych. Powiedziano jej, że Damian śpi.
Młody raper znaleziony martwy
Kilka godzin później zadzwoniła ponownie i dowiedziała się, że koledzy nie są w stanie go obudzić. Natychmiast udała się na miejsce. To, co zastała, było dla niej szokiem – Damian nie reagował, a jego stan wskazywał na brak oznak życia. Jednak znajomi zamiast martwić się o jego zdrowie, skupiali się na gorączkowym sprzątaniu mieszkania. Dopiero wtedy wezwano pogotowie.
Na początku nie zdawaliśmy sobie sprawy, że stan Damiana jest tak tragiczny – opowiadała w rozmowie z "Faktem" Daria Krzymieniewska, siostra rapera.
W szpitalu usłyszeli najgorszą wiadomość. Lekarz, który operował Damiana, był wstrząśnięty jego stanem – młody mieszkaniec Obornik miał zmiażdżoną czaszkę, siedem obrażeń oraz dwa krwiaki. Po pięciu dniach, nie odzyskując przytomności, Damian zmarł.
Znajomi obserwowali śmierć rapera
Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci były obrażenia czaszkowo-mózgowe oraz zatrzymanie akcji serca. Okazało się, że grupa młodych ludzi postanowiła urządzić zawody w policzkowaniu. Damian uderzył lekko, natomiast Kamil S. zadał mu znacznie silniejszy cios, po którym Damian upadł i mocno uderzył głową o podłogę.
Kamil S. został początkowo oskarżony o spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, który doprowadził do śmierci, jednak po kilku miesiącach prokuratura zmieniła zarzut na nieumyślne spowodowanie śmierci. W środę, 11 września, Sąd Rejonowy w Obornikach wydał wyrok w tej sprawie, uznając Kamila S. za winnego. Został skazany na 1 rok i 6 miesięcy więzienia.
Niniejsza sprawa wynikła na skutek afirmacji przemocą – uzasadniał sąd cytowany przez "Głos Wielkopolski". – Oskarżony w okolicznościach niniejszej sprawy nie miał zamiaru popełnienia przestępstwa. Popełnił go jednak w skutek niezachowania ostrożności wymaganej w tych okolicznościach – argumentował sąd.
Kamilowi S. groziło do 5 lat pozbawienia wolności, jednak sąd uwzględnił okoliczności łagodzące. Mężczyzna przyznał się do winy, okazał skruchę i podczas mów końcowych nieudolnie próbował przeprosić rodzinę.
Oskarżony oraz jego towarzysze przez bardzo długi czas zwlekali z podjęciem działań, które powinny być podjęte wcześniej, aby udzielić pokrzywdzonemu pomocy. Wszyscy spożywali alkohol i palili marihuanę, a to oznacza, że reguły ostrożności były bardzo ograniczone, to nie pozwalało na racjonalne działanie. Tę okoliczność sąd uwzględnił jako istotnie obciążającą – dodał sąd.
Rodzina Damiana czuje się rozczarowana wynikiem procesu sądowego.
Naszym zdaniem niezgodność zeznań świadków i oskarżonego nie wpłynęła na działania procesowe i nie próbowano ustalić, jaki był prawdziwy przebieg wydarzeń w Lipie – powiedziała w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim" matka Damiana.
Kamil S. został zobowiązany do zapłaty 120 tys. zł nawiązki rodzinie rapera z Obornik oraz pokrycia kosztów procesowych. Mimo to, nie złagodziło to ogromnego rozczarowania rodziny tym wyrokiem.