Ray Stevenson odszedł nagle, zostawił żonę i trójkę dzieci. Branża filmowa pogrążyła się w rozpaczy
Nie żyje brytyjski gwiazdor, Ray Stevenson. Najbardziej znany był ze swoich ról w trzech pierwszych części "Thora" z uniwersum Marvela. Śmierć 58-latka potwierdziła agencja Independent Talent.
Aktor przez długi czas nie był pewny swojej zawodowej ścieżki, ale prawdziwą pasję odkrył przed kamerą. Wystąpił w kilku kasowych produkcjach, które zapewniły mu rozpoznawalność na całym świecie.
Nie żyje Ray Stevenson
Pochodzący z Irlandii aktor przygodę z kamerą zaczął jako 25-latek. Przełomowym sukcesem w karierze był serial "Rzym", gdzie wcielił się w rolę Tytusa Pullo. Później otrzymał angaż w pierwszej części kasowego hitu Marvela "Thor". Przygoda z komiksowym uniwersum przyniosła mu światową popularność.
Informacja o śmierci 58-latka pojawiła się w mediach 21 maja bieżącego roku. Na razie nie ujawniono przyczyny śmierci Brytyjczyka.
Życie prywatne go nie rozpieszczało
Przełomowa rola przyniosła mu pierwszy sukces zawodowy, ale także ogromne kłopoty poza kamerą. Rola legionisty została z nim, po ostatnim klapcie na planie zdjęciowym.
— Nie mogłem funkcjonować bez butelki whisky. Kotłowały się we mnie wszystkie demony. To był koniec mojego małżeństwa — wspominał w jednym z wywiadów.
Na szczęście kryzys nie trwał długo i Ray Stevenson wrócił przed kamerę. Ponownie ożenił się z włoską antropolożką. Wspólnie doczekali się trzech synów.
Potrafił zagrać prawdziwych twardzieli
Oprócz Asgardczyka wyposażonego w topory grywał także innych groźnych mężczyzn. W tym samym uniwersum wcielił się w główną postać Franka Castlego w filmie "Punisher: Strefa wojny" z 2008 roku. Do filmografii należą również m.in.: "Trzej Muszkieterowie", "G.I. Joe: Odwet" czy "Niezgodna".
Po raz ostatni na wielkim ekranie pojawił się w 2022 roku w produkcji "Pan Wypadek: Wakacje zabójcy". Na premierę czekają jeszcze trzy tytuły z jego udziałem.
Zobacz zdjęcia:
Źródło: Wirtualna Polska