Wyjątkowy gest uczestników "TzG"
Uczestnicy wpadli na niesamowity pomysł tuż przed decydującym starciem. Zobacz, co ogłosili w sieci — ten gest przejdzie do historii! Obawiają się tylko jednego...
Finał to nie wszystko: ludzki wymiar "Tańca z Gwiazdami"
Programy rozrywkowe, zwłaszcza te transmitowane na żywo, rządzą się swoimi prawami. To mieszanka show, stresu i wielkiej rywalizacji. Jednak finał to zawsze coś więcej niż tylko walka o nagrodę. To moment podsumowań, a czasem też dowód na to, że za kulisami, poza kamerami, nawiązują się relacje, które mają szansę przetrwać dłużej niż jedna edycja.
Finałowy odcinek "Tańca z Gwiazdami" zapowiada się na prawdziwe, obowiązkowe widowisko. Trzy finałowe duety, które dotarły do tego etapu, będą musiały zmierzyć się z aż trzema choreografiami. To prawdziwy maraton taneczny, który wymaga nie tylko talentu, ale i żelaznej kondycji. Oprócz rywalizacji, tradycyjnie pojawi się element sentymentalny: uczestnicy, którzy odpadli w poprzednich tygodniach, wrócą na parkiet, by wykonać wspólny układ.
To będzie zresztą wielki, międzynarodowy akcent, bo taneczny come back odbędzie się przy dźwiękach hitu brytyjskiego piosenkarza Caluma Scotta, który zaśpiewa na żywo w studiu. Do tego widzowie mogą spodziewać się niespodzianki od duetu, który zawsze gwarantował klasę i profesjonalizm: Stefano Terrazzino i Justyna Steczkowska szykują coś specjalnego na ten wieczór. To wszystko sprawia, że emocje i skala przedsięwzięcia będą naprawdę wysokie.

Zza Kulis: Przyjaciele i małe kryzysy
Mimo że na zewnątrz panuje aura wielkiego stresu – bo przecież w grę wchodzi Kryształowa Kula – atmosfera za kulisami jest zaskakująco dobra. Stres miesza się z żartami i po prostu przyjacielskimi spotkaniami. Aleksander Sikora, jeden z uczestników, w rozmowie z „Plejadą” przyznał, że ekipa niesamowicie się zżyła. Ponowne wspólne próby przed finałem to dla nich nie tylko praca, ale przede wszystkim okazja, by spotkać się z nowymi znajomymi. Takie sytuacje pokazują, że show-biznes nie musi być tylko zimną rywalizacją.
Obecnie jednak, na dobę przed finałem, panuje istny cyklon przygotowań. Kostiumy, makijaże, ostatnie korekty kroków – wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. I choć z reguły to właśnie te ostatnie guziki są najbardziej problematyczne, czasem potrafią zaszaleć też kostiumy. Przekonała się o tym Maja Bohosiewicz, która na dzień przed galą miała problem, by zmieścić się w jeden ze swoich starych strojów. Takie małe, ludzkie wpadki wprowadzają jednak atmosferę pełną śmiechu i dystansu do samej siebie. A to jest w tym biznesie cenniejsze niż idealny obrót.
Wzruszający gest dla publicznego dobra
To właśnie ta atmosfera – pełna luzu, żartów i koleżeństwa – sprawiła, że uczestnicy tej edycji podjęli bardzo wzruszającą i szlachetną decyzję. Okazuje się, że 17. edycja "TzG" jest jedną z najbardziej zgranych ekip w historii programu. W ich relacjach w mediach społecznościowych widać mnóstwo wspólnych psikusów, żartów i wzajemnego wsparcia. I właśnie z tej atmosfery narodził się świetny pomysł.
Wiele osób z produkcji i obsady na co dzień korzystało z fotelu masującego, który stał w jednym z zakulisowych pomieszczeń. Był to szybki sposób na relaks po morderczych treningach i tuż przed wejściem na parkiet. Maja Bohosiewicz ogłosiła, że wspólnie z resztą ekipy podjęli decyzję, aby złożyć na tym fotelu autografy i przeznaczyć go na licytację Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. To piękny gest, który nadaje wartość emocjonalną zwykłemu przedmiotowi.
Zdecydowaliśmy, że nasz fotel pójdzie na licytację na WOŚP i wszyscy z tej edycji się na nim podpiszą" - zapowiedziała na Instagramie.
Na udostępnionym filmie widać już, że podpisy niezmywalnym pisakiem złożyli: Albert Kosiński (partner taneczny Mai), sama Bohosiewicz, ceniony choreograf Maciej Zakliczyński oraz tancerz Piotr Musiałkowski. Ten ostatni, który ruszył poinformować o inicjatywie Lanberry, wyraził jednak pewną obawę. Maja, z właściwym sobie poczuciem humoru, od razu rzuciła: „Kto się nie dopisze? Mamy podejrzenia, kto nie potrafi”. Nie wiadomo, kogo dokładnie miała na myśli, ale ten mały, zakulisowy żart pokazuje, że mimo finałowej presji, ekipa ma do siebie ogromny dystans. To zresztą symboliczne: nawet najbardziej zżyty zespół zawsze ma tę jedną osobę, która robi coś po swojemu. W każdym razie, to właśnie takie inicjatywy – wynikające z prostego, ludzkiego zżycia – sprawiają, że to show to coś więcej niż tylko taniec.