Marek Piekarczyk przed laty stracił maleńkiego synka. Opisał szczegóły tragedii: "Zrobili sobie imprezkę"
Marek Piekarczyk to ikona polskiego rocka. Wierni fani nieustannie słuchają jego piosenek, a widzowie mogli śledzić jego udział, chociażby w programie “The Voice of Poland”. Mało kto jednak wie, że muzyk musiał stawić czoła rodzinnemu dramatowi. Artysta stracił malutkiego synka. Jego wyznanie łamie serce.
Rodzinny dramat Marka Piekarczyka
Fani rocka i muzyki alternatywnej zapewne doskonale znają zespół TSA, którego wokalistą z przerwami od 1981 roku jest Marek Piekarczyk. Wybitny artysta na przestrzeni lat doczekał się ogromnej rzeszy wielbicieli, którzy niezmiennie podziwiają jego ogromny talent. Nic więc dziwnego, że zaproponowano mu udział w “The Voice of Poland”, w którym swego czasu spełniał się jako juror.
O karierze Marka można mówić wiele, bowiem osiągnął ogromny sukces. Niestety jego życie prywatne nie było usłane różane. Lata temu wraz z żoną przeżył ogromną tragedię, która wraca do niego po dziś dzień. Aż trudno uwierzyć, że tego dramatu być może dało się uniknąć.
Burza po odcinku "The Voice of Poland". Widzowie są oburzeni zachowaniem Marka Piekarczyka "The Voice of Poland". Widzowie bezlitośni dla jednego z jurorów. "Ma coś chyba ze słuchem"Nie żyje syn Marka Piekarczyka
Marek kilkukrotnie wspominał o swojej trudnej przeszłości. Szczegóły smutnej historii opisał w swojej biografii pt. “Zwierzenia kontestatora”. Na łamach książki wyznał, że wraz ze swoją byłą partnerką Ewą doczekali się syna. Piekarczyk miał wówczas 27 lat, zaś jego ukochana 17. Po narodzinach dziecka planowali się pobrać, a ślub połączyć z chrztem maleństwa.
Niestety ich planów nie dało się zrealizować. Chłopiec urodził się jako wcześniak i zmarł tej samej nocy w szpitalu. Marek Piekarczyk obwinia lekarzy o śmierć syna.
Michał urodził się trochę wcześniej i włożyli go do inkubatora. Tej samej nocy, z soboty na niedzielę, zmarł. Po prostu zrobili sobie imprezkę na oddziale i nie dopilnowali. Potem nie mogłem zobaczyć swojego dziecka, takie były głupie czasy – napisał w swojej książce.
Wstrząsająca relacja Marka Piekarczyka z pogrzebu syna
Marek musiał stawić czoła kolejnemu dramatowi, ponieważ odmówiono mu zobaczenia swojego syna. Jak sam przekazał w swojej książce, został zmuszony do przekupienia pracowników prosektorium.
Dałem mu 50 złotych i otworzył trumnę. Piękny, wspaniały, cudowny chłopczyk. Śliczne rysy, długie palce, wyglądał jak anioł. […] Na pogrzebie sam niosłem tę małą trumienkę. Chciałem im zrobić sprawę sądową, ale gdy nad grobem powiedziałem, że odpuszczamy naszym winowajcom, wybaczyłem im - czytamy.
Śmierć syna bardzo mocno przeżyła również jego była partnerka. Niedługo po tych trudnych wydarzeniach zdecydowali się pobrać, a z czasem doczekali się dwójki dzieci. Ich miłość nie przetrwała jednak próby czasu i po wspólnie spędzonych 20 latach postanowili się rozstać.