Martyna Wojciechowska przed laty straciła bliską osobę. Sama cudem uniknęła najgorszego
Martyna Wojciechowska o włos uniknęła tragedii, jednak jej echa ciągną się za nią do dziś. Przed niemal 20 laty bliska osoba zginęła na jej oczach, dziennikarka gorzko okupiła tę stratę. Od tego feralnego dnia jej życie diametralnie się zmieniło.
Martyna Wojciechowska żyje ekstremalnie i już od 20 lat udowadnia, że żadna odległość nie jest dla niej zbyt wielka, a żaden człowiek — zbyt odległy. Jest kierowcą rajdowym, licencjonowanym nurkiem technicznym, brała udział w morderczym rajdzie Sahara-Dakar, będąc w trzecim miesiącu ciąży zdobyła Elbrus, a rok wcześniej wchodziła na Mount Everest.
Mało kto wie jednak, że do tych wszystkich osiągnięć pchał ją imperatyw przeżywania życia za dwie osoby. Był rok 2004, kiedy wydarzyła się tragedia. Tamtego dnia bliska osoba zmarła jej na rękach.
Martyna Wojciechowska podbija najdalsze zakątki Ziemi. Nie wszyscy wiedzą, że w jej życiu wydarzyła się tragedia
Martyna Wojciechowska już od dwóch dekad pozwala nam zobaczyć najosobliwsze i najbardziej odległe zakątki Ziemi i poznać losy niezwykłych ludzi. Świat mediów docenił takie reportaże, jak "Ludzie duchy", czy "Przesunąć horyzont" - będący zapisem z wyprawy na Mount Everest, najwyższy z 9 szczytów, które postanowiła zdobyć.
Gigantyczną popularność przyniosły jej takie programy, jak "Kobieta na krańcu świata", "Discovery na ziemi", czy "Misja: Martyna". Niestety, podczas nagrywania materiałów do ostatniego z nich wydarzyła się tragedia. Był rok 2004, październik. Martyna wraz z dwoma operatorami, i kierowcą wracali ze zdjęć na Islandii.
Warunki pogodowe pogarszały się z każdą chwilą, aż wreszcie auto wpadło w poślizg i rozbiło się na betonowym słupie. Niestety, nie wszyscy zdołali ujść z życiem.
W wypadku zginął jeden z operatorów Rafał Łukaszewicz. Był nie tylko docenianym technikiem, ale przede wszystkim jednym z przyjaciół dziennikarki. Martyna Wojciechowska co prawda jakimś cudem przeżyła kraksę, jednak miała już nigdy nie wrócić do dawnej sprawności. Miała złamany kręgosłup, a i tak uważała, że spotkało ją niesprawiedliwe szczęście.
Przyjaciel zmarł jej na rękach. Martyna Wojciechowska otworzyła się na temat tragedii z 2004 roku
W rozmowie z "Galą" Martyna Wojciechowska wyznała, że okres po śmierci bliskiego był jednym z najgorszych momentów w jej życiu. Przez długi czas żyła przekonaniem, że to nie Rafał — kochający mąż i ojciec — powinien zginąć... lecz ona.
– Leżałam na łóżku i chciałam umrzeć. Nie miałam odwagi odebrać sobie życia, ale marzyłam, żeby zasnąć i więcej się nie obudzić. Miałam tak ogromne poczucie winy, że przez 10 lat nie odważyłam się zapytać żony Rafała i jego dzieci, czy mają do mnie żal. Bo to był w końcu mój program, to ja wybrałam Rafała na operatora – mówiła.
Czekał ją kilkumiesięczny okres w metalowej "zbroi" ortopedycznej, a później wózek, lekarze nie dawali jej większych szans. Depresja już zakradała się do jej głowy. Właśnie wtedy uświadomiła sobie, że musi "przesunąć swój horyzont" niemożliwie daleko i myśleć o przyszłości. Obciążona żalem i smutkiem, złożyła obietnicę: – Postanowiłam wtedy, że przeżyję dwa życia, za siebie i Rafała. Zrobię dwa razy więcej, niż zrobiłabym normalnie i tak spłacę swój "dług" wobec świata. Brzmi romantycznie, ale to jest też duże obciążenie dla psychiki. Mam tak do dziś, to nie mija. Potrzebuję robić coś dla innych, bo czuję, że tylko wtedy moje życie ma sens – wyznała. Dziś ta przysięga wydaje się jeszcze bardziej aktualna. Fundacja UNAWEZA założona przez Martynę Wojciechowską wciąż rozwija się i zajmuje nowe obszary. Powstała, by "dać skrzydła" skrzywdzonym ze wszystkich zakątków świata, a teraz wspiera nastoletnie mamy, aktywnie działa w dziedzinie dziecięcej depresji i zapewnia stypendia.
Artykuły polecane przez redakcję Świata Gwiazd:
Zapraszamy na naszego Instagrama
Źródło: Pomponik, Onet, Viva