Nowe kulisy zerwania Zillmann i Walczak. Naprawdę to zrobiła
Na jaw wyszły nowe informacje o końcu związku Zillmann i Walczak. Trudno w coś takiego uwierzyć
Kasia Zillmann i Julia Walczak
Życie sportowca na poziomie olimpijskim z natury rzeczy jest synonimem dyscypliny, morderczego treningu i bezkompromisowego skupienia na osiągnięciu wyznaczonego celu, często mierzonego w milisekundach i gramach. Jest to egzystencja podporządkowana rutynie, gdzie dominuje trening, regeneracja i nieustanna pogoń za perfekcją.
Jednakże, moment wejścia tak utytułowanej osoby w sferę show-biznesu i mediów masowych zwiastuje radykalną zmianę reguł gry. Arena zmagań przenosi się ze sportowych obiektów na czołówki portali, a kryterium sukcesu przestaje opierać się wyłącznie na zdobytym medalu. Nagle, obok sportowych dokonań, prywatne relacje, intymne historie i wizerunek stają się publicznym towarem, na którym skupia się uwaga milionów.
Fenomenalnym przykładem tej transformacji, a zarazem historii, która odegrała istotną, pozytywną rolę w polskim dyskursie publicznym, jest związek Katarzyny Zillmann, srebrnej medalistki igrzysk olimpijskich w Tokio w wioślarstwie, z jej wieloletnią partnerką, Julią Walczak.
Przez znaczący czas ich związek był nie tylko faktem, ale elementem otwarcie i dumnie eksponowanym w przestrzeni publicznej i medialnej. Obie panie nie unikały uwagi, chętnie pojawiały się razem na oficjalnych wydarzeniach, pozowały na tzw. "ściankach" i wspólnie uczestniczyły w życiu publicznym. Było to niezwykle ważne i pozytywne świadectwo w polskim sporcie, przyczyniające się do normalizacji i widoczności osób LGBT+ w środowisku sportowym i poza nim.
Julia Walczak pełniła rolę nie tylko partnerki życiowej, ale także aktywnej i niezachwianej ambasadorki sportowych sukcesów Katarzyny Zillmann. Otwarcie wyrażała dumę ze swojej ukochanej, a ich relacja była wielokrotnie i szeroko opisywana przez media, które podkreślały jej siłę i wzajemne wsparcie.
Ta publiczna historia osiągnęła swój nowy szczyt, gdy Zillmann zdecydowała się na udział w popularnym telewizyjnym programie "Taniec z gwiazdami". Nawet w tym nowym, kompletnie odmiennym środowisku, Julia Walczak pozostała stałym i nieodłącznym elementem jej otoczenia. Jej obecność była niemalże gwarantowana: wspierała ją podczas wyczerpujących prób, towarzyszyła za kulisami i zasiadała na widowni podczas występów na żywo. To utrwaliło i pogłębiło wspólną, publiczną narrację o ich relacji, dowodząc, że ich prywatny związek stał się trwałym i pozytywnym elementem polskiego życia medialnego.

Związek Zillmann i Walczak
W tym punkcie zaczyna ujawniać się fundamentalny konflikt między dwoma opisywanymi środowiskami: sportem wyczynowym a show-biznesem. W sporcie triumf święci wytrzymałość, stabilność i przewidywalna rutyna, której celem jest długofalowy sukces. Z kolei show-biznes żywi się emocjami, dramatami i nieustanną potrzebą dostarczania „paliwa do plotek” – materiału, który utrzymuje zainteresowanie publiczności.
I właśnie to paliwo zaczęło pojawiać się w życiu Katarzyny Zillmann.
Zmiany były początkowo subtelne, niemal niezauważalne dla przeciętnego widza. Stopniowo jednak obecność Julii Walczak na widowni i za kulisami programu „Taniec z gwiazdami” zaczęła zanikać. Im głębiej program wkraczał w fazę eliminacji, a presja rosła, tym rzadziej można było dostrzec Walczak dopingującą partnerkę.
Kulminacyjnym i zbyt głośnym, by go zignorować, sygnałem był brak wsparcia Julii Walczak podczas kluczowego, półfinałowego odcinka. Dla mediów ten moment, w którym dotychczasowa, nieodłączna partnerka nie pojawiła się, aby wesprzeć sportsmenkę u progu finału, stał się dowodem na istnienie kryzysu.
W tym momencie ruszyła lawina medialnych spekulacji. Dziennikarze i internauci błyskawicznie połączyli fakty: znikająca obecność Julii Walczak zbiegła się w czasie z nasileniem bliskiej, emocjonalnej relacji Katarzyny Zillmann z jej taneczną partnerką, Janją Lesar.
Zachowanie sportsmenki na parkiecie, a zwłaszcza silne i publiczne okazywanie wzajemnego wsparcia i zażyłości z Janją Lesar, było natychmiast wychwytywane przez kamery. Sceny gorących gestów i emocjonalnej bliskości zostały zinterpretowane przez media jako jaskrawy kontrast w stosunku do braku Julii Walczak.
Kamera chętnie koncentrowała się na tych momentach, dostarczając prasie gotowy scenariusz rozstania. Publiczne, gorące gesty na antenie, w połączeniu z ewidentnym brakiem dotychczasowej partnerki na widowni, stanowiły dla mediów niepodważalny „dowód” na to, że w prywatnym życiu medalistki doszło do poważnych zawirowań. To, co w sporcie jest wytrzymałością, w świecie show-biznesu stało się niestabilnością napędzającą nagłówki.
Kulisy zerwania Walczak i Zillmann
Mimo że plotki i spekulacje w mediach rosły z każdym tygodniem, osiągając apogeum po półfinałowym odcinku, ani Katarzyna Zillmann, ani Julia Walczak nie zdecydowały się na oficjalny komunikat lub oświadczenie dla prasy.
I jak to coraz częściej ma miejsce w erze cyfrowej, prawda wypłynęła nieoficjalnie, przełamując medialne milczenie za pomocą minimalnej formy – lakonicznego komentarza w mediach społecznościowych.
Komentarz ten pochodził od Julii Walczak i został opublikowany pod jednym z jej dawnych postów. Był to post, który kilka lat wcześniej, w chwilach triumfu i wzajemnej dumy, opisywał ich relację w radosnym tonie:
„Kiedy 5 lat temu poderwałaś dobrze rokującą wioślarkę, a teraz masz medalistkę olimpijską, która wystąpi w "Tańcu z gwiazdami"."
To właśnie pod tym historycznym już wpisem Julia Walczak zamieściła niezwykle krótki, lecz jednoznaczny komunikat, który natychmiast stał się nagłówkiem:
„Nieaktualne jak coś.”
Warto zauważyć, że wioślarka nie wypowiada się o byłej partnerce publicznie, ale mimo to warto zauważyć, że przestała obserwować swoją byłą dziewczynę na Instagramie, co jest jednoznacznym symbolem końca relacji i odcięcia się od Walczak. Podobnie Walczak przestała obserwować Zillmann. Sytuacje podgrzewa fakt, że Zillman i Lesar po zakończeniu finału nie szczędziły sobie czułości.
Zdjęcie zrobiono zza szyby. To była impreza w środku. To totalnie błąd z mojej strony. Tak samo robili nam zdjęcia, jak staliśmy w green roomie — 10 par stało i się obejmowało i mówiono o nas: "O zobaczcie, jak stoją i się obejmują". Rozumiem, jak to działa i wiem, że ludzi to podkręca. A że ludzi to podkręca, to media będą to bardziej kręcić — tłumaczyła Zillmann podczas transmisji “Toplespodcastu”.
