Wyszukaj w serwisie
newsy tylko u nas foto telewizja lifestyle quizy O nas
Swiatgwiazd.pl > Newsy > Piekło na Bałtyku. 5 godzin, które wstrząsnęły Polską. Tragedia promu Jan Heweliusz
Anna Guziewska
Anna Guziewska 23.11.2025 16:38

Piekło na Bałtyku. 5 godzin, które wstrząsnęły Polską. Tragedia promu Jan Heweliusz

Piekło na Bałtyku. 5 godzin, które wstrząsnęły Polską. Tragedia promu Jan Heweliusz
FB/Marynistyka Group

Tego dnia wszyscy wstrzymali oddech, kiedy docierały na bieżąco informacje o tragedii promu Jan Heweliusz. 13 stycznia 1993 roku prom kolejowo-samochodowy nie poradził sobie na rozszalałym morzu i poszedł na dno. Była to największa tragedia w powojennej historii polskiej żeglugi morskiej.

Jan Heweliusz i konstrukcja promu. Od początku liczne problemy

Aby zrozumieć przebieg tej tragedii, należy cofnąć się o kilka lat. Prom „Jan Heweliusz”, zbudowany w 1977 roku, od początku borykał się z problemami ze statecznością, wynikającymi z wad konstrukcyjnych. Z biegiem lat dołożyły się do tego liczne awarie i wypadki. Kluczowym momentem był pożar w 1986 roku, po którym naprawy przeprowadzono w sposób kontrowersyjny – na przykład zalanie spalonego pokładu kilkudziesięcioma tonami betonu, co znacząco podwyższyło masę jednostki i jej środek ciężkości, pogarszając i tak już złą stateczność. Mimo że zgodnie z przepisami powinny zostać przeprowadzone próby stateczności, zaniechano ich.

Tuż przed feralnym rejsem, prom uderzył w nabrzeże w Świnoujściu, uszkadzając furtę rufową. Choć naprawę prowadzono do ostatniej chwili, była ona prowizoryczna. Mimo niesprawności, armator parł na szybkie wypłynięcie, aby statek "zarabiał".

Heweliusz wypłynął podczas huraganu

13 stycznia 1993 roku „Jan Heweliusz”, dowodzony przez kapitana Andrzeja Ułasiewicza, wyruszył ze Świnoujścia do szwedzkiego Ystad z ponad dwugodzinnym opóźnieniem (ostatecznie o 23:35). Na pokładzie znajdowało się 29 członków załogi i 35 pasażerów, a także 28 samochodów ciężarowych i 10 wagonów kolejowych. Co gorsza, ładunki te nie zostały w pełni zamocowane.

Na Bałtyku szalał silny sztorm, nazwany później Huraganem Junior. Warunki były ekstremalnie trudne, wiatr osiągał siłę niemal 12 stopni w skali Beauforta (do 160 km/h), a fale były bardzo wysokie. Inne polskie promy, które tej nocy były na morzu (np. „Nieborów”, „Mikołaj Kopernik”), dotarły bezpiecznie do portów, co później budziło pytania o to, dlaczego Heweliusz nie zawrócił.

Dramatyczny przebieg katastrofy promu Heweliusz

Prawdziwy dramat rozpoczął się wczesnym rankiem 14 stycznia. Około godziny 3:30, po wypłynięciu spod osłony przylądka Arkona, prom wpadł w huraganowy sztorm. Pół godziny później silny wiatr uderzył w burtę, a nieszczelna furta rufowa mogła przyczynić się do zalewania pokładu samochodowego wodą.

Około 4:10 prom zaczął niebezpiecznie przechylać się na lewą burtę. Po kilkunastu minutach przechył wzrósł już do około 35 stopni, a niezabezpieczone ładunki na pojazdach zaczęły się przemieszczać, a następnie same pojazdy (wagony i TIR-y), co gwałtownie przesunęło środek ciężkości statku. Przechył stał się krytyczny i niekontrolowany.

Dokładnie o 4:36 kapitan Ułasiewicz ogłosił alarm opuszczenia statku i nadał sygnał "Mayday". W ostatniej chwili przechył miał osiągnąć nawet 70 stopni. Kapitan nie zdążył podać dokładnej pozycji, co utrudniło akcję ratunkową.

Załoga zdołała spuścić na wodę część tratw ratunkowych. Z powodu ogromnego przechyłu, nie było szans na skorzystanie z szalup. Ludzie, często zaskoczeni katastrofą w piżamach lub bieliźnie, skakali do lodowatej wody.

Około 5:12 rano prom przewrócił się dnem do góry i zatonął w rejonie Ławicy Orlej, na głębokości 27 metrów.

Dziesiątki ofiar śmiertelnych promu Jan Heweliusz

Akcja ratunkowa rozpoczęła się natychmiast, prowadzona przez jednostki z Polski, Niemiec i Danii (statki i śmigłowce). Warunki jednak były skrajnie trudne. Temperatura wody w Bałtyku była zabójczo niska, a szalejący sztorm utrudniał każdą operację.

Wielu rozbitków, którzy zdołali dostać się na tratwy, zmarło z powodu hipotermii. Akcja ratownicza prowadzona z powietrza także była ekstremalnie ryzykowna – silny wiatr rzucał śmigłowcami, co w jednym przypadku doprowadziło do przewrócenia tratwy, a jeden z marynarzy wypadł z liny ratunkowej i zginął.

Ostatecznie uratowano jedynie dziewięciu członków załogi, w większości z jednej wspólnej tratwy. Zginęło 55 osób. Ciał 16 osób nigdy nie odnaleziono. Kapitan Andrzej Ułasiewicz, który do końca wzywał pomoc, zatonął wraz ze swoim statkiem.

Wrak "Jana Heweliusza" do dziś spoczywa na dnie Bałtyku, stanowiąc symbol lat zaniedbań i tragiczną pamiątkę jednej z największych morskich katastrof na polskim morzu.

Piekło na Bałtyku. 5 godzin, które wstrząsnęły Polską. Tragedia promu Jan Heweliusz
Kapitan Andrzej Ułasiewicz. FB/Barwy Historii

 

Bądź na bieżąco - najważniejsze wiadomości z kraju i zagranicy
Google News Obserwuj w Google News