Brudne kulisy incydentu reportera TV Republika na Marszu Niepodległości. Wpadka to początek problemów
Wpadka techniczna podczas relacji z Marszu Niepodległości w TV Republika niespodziewanie rzuciła światło na toksyczne kulisy pracy w stacji. Widzowie, zamiast komentarza z ulicy, usłyszeli dramatyczną prośbę reportera skierowaną do swojego przełożonego. Incydent ten, w którym dziennikarz poprosił wydawcę, aby ten "nie krzyczał, nie przeklinał", otworzył pracownikom stacji drogę do ujawnienia sekretów z pracy. Niektóre brzmią dramatycznie.
Reporter TV Republika powiedział to na żywo. W sieci burza
Podczas relacji na żywo z Marszu Niepodległości w Warszawie, emitowanej 11 listopada na antenie TV Republika, doszło do niezwykle głośnej wpadki, która natychmiast stała się tematem rozmów w internecie. Reporter stacji, który relacjonował wydarzenie z ulicy, rozpoczął swoje wejście na antenę w profesjonalnym tonie, informując widzów o zbliżającym się starcie kolejnej części marszu i wspominając o "lekko pogorszonych warunkach atmosferycznych".
Chwilę później nastąpił jednak nieoczekiwany zwrot akcji, ponieważ dziennikarz najprawdopodobniej zapomniał o wyłączeniu mikrofonu po zakończeniu swojej relacji, lub też mikrofon pozostał aktywny w trakcie komunikacji z zapleczem. W efekcie, widzowie usłyszeli szokujące słowa, które z pewnością nie były przeznaczone dla szerokiej publiczności. Reporter zwrócił się do swojego wydawcy z wyraźną, ale pełną uprzejmości prośbą:
- Proszę wydawcy bardzo, żeby nie krzyczał, nie przeklinał do mnie. Ja mówię do państwa to, co teraz widzimy.
Te słowa, nagrane przez kamery i rozpowszechnione w sieci, ujawniły widzom kulisy pracy w stacji, sugerując panującą tam nerwową i nacechowaną wulgaryzmami atmosferę. Wpadka ta, choć techniczna, szybko przyćmiła samą relację z obchodów Święta Niepodległości.

Pracownicy TV Republika ujawniają kulisy
Pracownik stacji, w rozmowie z Plejadą, zdecydował się opowiedzieć o zachowaniu nerwowego wydawcy, które jest tolerowane od dawna. Jak wynika z ich relacji problem z wydawcą nie jest czymś nowym.
- Wszyscy wiemy, że nie należy do spokojnych osób - mówi anonimowo jeden z pracowników stacji w rozmowie z Plejadą.
W ocenie rozmówcy takie rzeczy niestety dzieją się często za kulisami.
- Jeszcze przed przejściem ludzi z TVP i zmianą kadry byli wydawcy, którzy nie umieli pohamować swoich emocji. Co rusz padały wulgaryzmy z ich słów nie tylko w trakcie programów, ale też między nimi, czy to w news roomie, czy po prostu na korytarzach - powiedział rozmówca z TV Republika.
Okazuje się, że takie zachowanie miało miejsce nie tylko w trakcie nagrań, ale również w newsroomie i na korytarzach. Informator zdradził, że tego typu wybuchy emocjonalne nie są nowością, ponieważ zdarzały się również przed zmianami kadrowymi, co wskazuje na systemowy problem z zarządzaniem emocjami.
Reakcja szefa TV Republika na incydent podczas Marszu
Pracownik, który zdecydował się ujawnić kulisy zajścia z niedzielnej transmisji na żywo przyznaje, że dobrze się stało, że incydent miał miejsce i że jest tak szeroko komentowany.
- Bardzo się cieszę, z resztą inni też, że te słowa padły na antenie, bo wyszło na jaw, jakie sytuacje zdarzają się w czasie pracy. Nie sądzę, żeby Sakiewicz coś z tym zrobił. Z poprzednimi wydawcami nic nie robił, tak że i tu się najprawdopodobniej nic nie zmieni - dodaje anonimowy rozmówca.
Mimo publicznego ujawnienia problemu, reakcja pracownika stacji jest pełna sceptycyzmu. Chociaż cieszy się, że kulisy pracy są szeroko komentowane, to jednocześnie nie ma nadziei na zmianę. Wskazują, że prezes TV Republika, Tomasz Sakiewicz, "nic nie robił" z podobnymi sytuacjami w przeszłości. Pracownicy uważają, że najprawdopodobniej i tym razem incydent ten nie pociągnie za sobą żadnych konsekwencji kadrowych, co utwierdzi panującą w stacji kulturę pracy opartą na krzyku i wulgaryzmach. Do tej pory Sakiewicz nie zabrał głosu w sprawie.

