Sylwia Bomba opowiedziała nam o swoim dzieciństwie. Była wyśmiewana z powodu wyglądu
Życie influencerów wydaje się być tak kolorowe i piękne jak zdjęcia, które wrzucają na swoje social media. Tymczasem okazuje się, że niekiedy za idealną fotografią kryją się nieprzespane noce, brak wolnego czasu, mnóstwo pracy i samozaparcia. Sylwia Bomba, znana z programu GoogleBox influencerka oraz uczestniczka najnowszej edycji „Tańca z Gwiazdami”, opowiedziała nam szczerze o samotnym macierzyństwie, łączeniu pracy z wychowywaniem córeczki oraz o tym, dlaczego zdecydowała się na udział w tanecznym show Polsatu. Co myśli o fatshamingu ciężarnych kobiet w szpitalu w Oleśnicy, jak radzi sobie z kompleksami i dzięki czemu udało jej się schudnąć aż 30 kilogramów?
Niedawno rozstałaś się ze swoim partnerem i od tej pory samotnie wychowujesz swoją córeczkę. Co jest najtrudniejsze w samotnym macierzyństwie?
Sylwia Bomba: Generalnie nie chciałabym się wypowiadać na tematy związane z tym, ale powiem tak: Ogólnie macierzyństwo nie jest prostą rzeczą. Oczywiście, to jest cudowne. To niesamowite uczucie kształtować i wychowywać takiego młodego człowieka i daje to bardzo dużo radości. Natomiast, generalnie jesteśmy przyzwyczajeni do kolorowych obrazków z Instagrama, gdzie wszystko jest słodkie i piękne, a macierzyństwo to też są niekiedy ciężkie momenty. Teraz pomyśl sobie, jest taki ciężki moment i jesteśmy z tym same, czyli jest po prostu podwójnie ciężko.
Co jest trudnego w byciu samotną mamą? Na pewno niemożliwe jest znalezienie czasu dla siebie, bo coś takiego nie istnieje. Natomiast pogodzenie tego wszystkiego: dobra dziecka, pracy zawodowej, na przykład moja Antosia idzie teraz do przedszkola, bo nastąpił ten moment, więc może to się trochę zmieni, ale aktualnie zorganizowanie mojej pracy zawodowej to jest niezła logistyka.
Najważniejsze jest to, żeby Tosia była szczęśliwa i żeby nie odczuła zmiany, jaka nastąpiła w moim życiu. To też nie jest proste. Wszystko jest trudniejsze po prostu. Macierzyństwo samo w sobie jest trudne, chociaż piękne, a bycie samotną mamą jest jeszcze trochę trudniejsze.
Jesteś nie tylko influencerką, ale także fotografem. Pojawiasz się w telewizji i w mediach społecznościowych. Które z obowiązków zawodowych sprawiają Ci największą trudność w łączeniu ich z wychowywaniem dziecka?
-U mnie to się wszystko bardzo zazębia i jedna rzecz wynika z drugiej. Dzięki temu, że występuję w telewizji mam jakąś rozpoznawalność i dzięki temu mój Instagram sprawia, że mogę pracować jako influencer i tak dalej. Tosia jest nieodzownym elementem mojego życia. Ja też Antosi nie oddawałam wcześnie do żłobka, tylko była cały czas ze mną.
To wszystko się zazębia. Nie ma takiej jednej dziedziny, która sprawia mi szczególną trudność podczas wychowywania dziecka. To wszystko jest płynne. Będąc na przykład na planie również prowadzę pracę influencerską, więc tak jak mówię wszystko się zazębia. Najtrudniejsze jest pogodzenie tego wszystkiego ze sobą.
Mówiłaś ostatnio na InstaStory, że niektórzy ludzie myślą, że w opiece nad Antosią pomaga Ci tuzin nianiek. Jak z tym rzeczywiście jest? Córka spędza więcej czasu z Tobą czy jednak przez pracę więcej czasu zajmują się nią opiekunki lub Twoi bliscy?
-Ja mam nianię dwa razy w tygodniu po 7 godzin, więc łączny czas w jakim mam tą nianię to jest 14 godzin, z czego jeden dzień ja jestem na planie programu. Można samemu powiedzieć, czy to rzeczywiście jest dużo. Antosia 90% swojego czasu, albo nawet 95%, spędza ze mną.
Czy Tosia jest świadoma tego, czym zajmuję się mama? Wie, że występujesz w telewizji, jesteś osobą publiczną?
-Ona bardzo lubi jak się ją kręci i jej pokazuje. Często mówi: „Mamusiu, ale pokaż mi!” Bardzo to lubi. Często jest też taka sytuacja, że przełącza kanały w telewizji i nagle mówi: „O! Mama!” Nie wiem, czy dociera do niej, że jej mama jest w telewizji, natomiast ma dużo do czynienia z wideo. Bardzo lubi, kiedy się ją nagrywa i prosi, żeby pokazać jej jak wyszła. Dzisiaj na przykład oglądała telewizję z babcią.
Taką osobą na którą zawsze mogę liczyć, nawet jeżeli jest nagły wypadek i coś się bardzo ważnego dzieje, jest moja mama. Ona mieszka co prawda 300 kilometrów ode mnie, ale potrafi wsiąść w pociąg i z godziny na godzinę do mnie przyjechać tylko po to, żeby zostać trzy godziny z Antosią i za chwilę wrócić do domu! Moja mama to jest mistrzyni świata pod tym względem. Ona też bardzo kocha Tosię, zresztą z wzajemnością. One są w sobie zakochane! Jest to tak naprawdę jedyna osoba na świecie, z którą zostawiam Antosię nie martwiąc się i nie myśląc, że coś będzie nie tak.
Mam stuprocentowe zaufanie do mamy. Tosia nie jest jeszcze świadoma tej machiny. Ona wywołuje bardzo dużo super reakcji na Instagramie. Ludzie ją uwielbiają i proszą o InstaStory z nią. Natomiast ona jest za malutka, ma dopiero 2 lata i 7 miesięcy, więc myślę, że nie ma o tym zielonego pojęcia. Natomiast, kiedy ktoś podchodzi, żeby sobie zrobić ze mną zdjęcie to krzyczy: „Nie dam mojej mamy!” Tak to właśnie wygląda. Zadam już ostatnie pytanie o samotne macierzyństwo, bo wiem, że nie chcesz dalej poruszać tego tematu. Powiedziałaś kiedyś, że po 14 latach niezależnego życia, macierzyństwo było niczym zderzenie ze ścianą. Czy to samo dotyczy samotnego macierzyństwa? Po tak długim okresie wspólnego wychowywania Antosi, fakt, że teraz zajmujesz się nią sama był początkowo właśnie takim “zderzeniem ze ścianą”?
-Nie, było to dla mnie naturalne. Tosia zawsze była więcej czasu ze mną. Ja się głównie zajmowałam wychowywanie Antosi. Nie chce żeby to źle zabrzmiało, ale powiem Ci szczerze, że było to dla mnie płynne przejście i tak na dobrą sprawę widzę minimalną różnicę. I tak ciężar wychowywania Antosi spoczywał na mnie. Jest mi trochę trudniej, bo teraz wiesz, jesteś z dzieckiem cały czas jeden na jeden i nie możesz powiedzieć do swojego partnera: „No to weź ją chociaż na chwilę, żebym ja sobie odpoczęła”.
Ja nie pamiętam, żebym ja od dwóch lat usiadła na kanapę. Ja tego nie pamiętam. Albo pracuję, albo się zajmuję dzieckiem, albo ją gdzieś zabieram, albo jej organizuję rozrywki, albo znowu pracuję, albo nagrywam, albo zajmuję się Tosią! Tak wygląda moje życie. Uwierz mi, dla mnie wyjście do fryzjera to jest kombinacja alpejska! Ja do fryzjera to chodzę raz na pół roku.
To nie jest tak, jak się wszystkim wydaję, że ja leżę do góry brzuchem, pachnę i robię sobie tylko zdjęcia na Instagrama. Prowadzę firmę, działalność, występuję w programach, teraz do tego jeszcze doszedł „Taniec z Gwiazdami”. Wiadomo, każdy ma swoje problemy i swój ciężar, ale ja naprawdę nie pamiętam, żebym od dwóch lat usiadła i oglądnęła film w całości. Czasem obejrzę 15 minut, czasem może pół godziny. Odkąd się urodziła Tosia, tak to właśnie wygląda. Właśnie, masz mnóstwo zajęć a już niedługo zaczynasz treningi do nowej edycji “Tańca z Gwiazdami”. Co przekonało Cię do udziału w show? Taniec zawsze był Twoją pasją?
-Lubię tańczyć i sprawia mi to radość. Ja jestem takim żywiołem, że dla tancerza to będzie trudne wyzwanie, żeby ten żywioł jakoś ogarnąć i trochę ujarzmić! Nie mam żadnej techniki tanecznej, żadnych podstaw. Nigdy nie chodziłam do szkoły tanecznej, więc jestem zupełnie nieoszlifowana. Uważam natomiast, że „Taniec z Gwiazdami” może być piękną przygodą. Ja mam takie podejście do życia, że jeżeli los ci daje jakąś szansę, to tylko ode ciebie zależy, jak ty tą szansę wykorzystasz i odbierzesz. Jeżeli spotyka cię coś złego, to też to zależy tylko od ciebie, jak ty to odbierzesz.
Jest taka zasada 90 i 10. 10% to jest to, co się wydarzyło, na przykład trudno, rozlała mi się herbata, ale 90% życia to jest twoja reakcja. Albo możesz się wkurzyć albo możesz powiedzieć „trudno”, albo możesz wyciągnąć z tego naukę na przyszłość i więcej nie stawiać tam szklanki. Ja właśnie w ten sposób podchodzę do życia. Wydarzyła się taka sytuacja i padła taka propozycja, a ja zawsze sobie powtarzałam, że jeśli zadzwoni do mnie „Taniec z Gwiazdami”, to w tym akurat wezmę udział.
Będzie to ciężki czas, bo ja dalej będę nagrywać GoogleBox, trenować, a jeszcze Antosia ma adaptację w przedszkolu. Wszystko się skumulowało w jednym czasie, w sierpniu i wrześniu, natomiast uważam, że kiedy, jak nie teraz. Jestem młoda, jestem silna. Mam w sobie wolę walki, chęć do życia i pasję przygody. Chcę przeżyć taką przygodę i uważam, że jestem w stanie wszystko to połączyć.
Będę trzymać kciuki! Tak jak mówisz praca na planie, treningi i wychowywanie dziecka – to wszystko wymaga wiele czasu i siły. Co poradziłabyś każdej kobiecie, która samotnie wychowuje swoje dziecko? Jak nie tracić sił i motywacji, a oprócz tego realizować samą siebie i swoje plany zawodowe?
-Uważam, że przede wszystkim trzeba sobie zadać pytanie: „Co w Twoim życiu jest priorytetem?” i nie tracić czasu. Widzę mnóstwo ludzi, którzy tracą czas na siedzenie i bezproduktywne kręcenie się na Instagramie. Są takie rzeczy, które po prostu są zjadaczami czasu, typu oglądanie telewizji. Ja bym doradziła, żeby wybierać priorytety. Jak ja na przykład mam do zrobienia piętnaście rzeczy na liście, to mam pięć najważniejszych, które decydują o moim dniu i skupiam się na nich. Jeśli zrobię pozostałe dziesięć to super, to znaczy, że to był dzień idealny, ale jestem tylko człowiekiem i wiadomo, że coś może mi nie wyjść.
Trzeba skupiać się na tym, co najważniejsze, na rzeczach priorytetowych, które posuwają twoje życie naprzód. Oczywiście, priorytetem zawsze jest dziecko. Ja jestem taką matką, że dla mnie szczęście dziecka jest ważniejsze niż moje, natomiast fajnie jeśli kobieta potrafi się tak organizacyjnie ogarnąć. Kobiety mają te moc. Kobiety są świetnymi organizatorkami, umieją robić kilka rzeczy naraz.
Uwierz mi, nie raz była taka sytuacja, że ja wstawałam o szóstej rano i gotowałam zupę dla Antosi na obiad, bo wiedziałam, że potem będę musiała popracować, a nie chciałam, żeby to było jej kosztem. Kobiety są tak świetnymi organizatorkami i mają taką siłę w sobie, że naprawdę uważam, że potrafimy to pogodzić. Ja mam jedno dziecko, ale znam kobiety, które są samotnymi matkami i mają dwójkę dzieci albo nawet trójkę.
Czy takie kobiety rozmawiają z Tobą, pytają o radę?
-Ostatnio spotkałam panią w parku, która robiła sobie ze mną zdjęcie i ona była samotną matką wychowującą trójkę dzieci. I wiesz co? Ona nawet miała na sobie makijaż! Miała sukienkę i naprawdę ładnie wyglądała. Powiedziała, że jest ciężko, ale daje radę. Wszystko jest chyba kwestią nastawienia, jakie ludzie mają, bo jak ktoś siedzi i narzeka na los, to dalej tak będzie. Ja nigdy w życiu nie narzekałam. Jeśli coś mi się nie podobało, to zmieniałam to, a jeśli czegoś chciałam, to na to pracowałam.
Myślę, że bardzo ważny jest sposób myślenia. Jeśli stawiasz sobie na dziś pięć celów i je zrealizujesz, to zobacz, o ile podnosisz swoją pewność siebie. Przez taką samoskuteczność i systematyczne działanie można naprawdę zbudować wiele rzeczy, w tym dobre życie zawodowe i dobrą relację z córką. Nie oszukujmy się jednak, jest taki stopień zajętości, że nie przeskoczymy pewnych spraw.
Tosia teraz idzie do przedszkola od września i myślę, że to jest dla niej na plus. Ona jest na takim poziomie rozwojowym, że myślę, że musi się rozwijać teraz bardziej społecznie w grupie. Tu się nie da zachować balansu i poświęcać idealnie tyle samo czasu dziecku, co pracy zawodowej. Bardzo ważna jest ta harmonia, żeby nie przegiąć w żadną ze stron. Ani nie zatracić się całkowicie w dziecku, ani w pracy.
Faktycznie, jak coś ci się nie podoba, to zmieniasz to. Udowodniłaś to, kiedy schudłaś aż 30 kilogramów. Od tej pory wydałaś e-book, w którym radzisz innym kobietom jak schudnąć i akceptujesz swoją sylwetkę. Co poradziłabyś każdej osobie, która spotyka się z bodyshamingiem i boryka z kompleksami? Jak nie przejmować się opinią innych ludzi i akceptować siebie takim, jakim się jest?
-We wszystkim najważniejsze jest zdrowe podejście. Jeżeli lubisz siebie, a ktoś ci mówi, że masz grube uda, to należy zadać sobie pytanie: „Czy mi te grube uda przeszkadzają?” Jeżeli faktycznie ci przeszkadzają, to zmień to. Znam dziewczyny, które noszą duże rozmiary, a są seksbombami i niejedna chudzinka mogłaby im zazdrościć!
Ja w ogóle tego nie rozumiem, bo sama byłam w szkole ofiarą wyśmiewania się z grubych ludzi, dlaczego nadwaga daje furtkę do tego, żeby się z kogoś śmiać. Body positive jest super ruchem, ale też nie uważam, że należy przeginać w drugą stronę. Znowu chodzi o ten balans. Ja na przykład wiem, że mam cellulit na udach. Jeżeli ktoś mi to mówi, to ja odpowiadam: „Spoko, ja to wiem. Pewne rzeczy zaakceptowałam, ale pracowałam nad innymi.” Wiadomo mam kompleksy, na przykład grube uda, ale też świetnie mówię po angielsku!