Wyszukaj w serwisie
newsy tylko u nas foto telewizja lifestyle quizy O nas
Swiatgwiazd.pl > Newsy > Dorota Wellman poważnie chora. "Ataki trwały 20 parę godzin"
Magdalena Szymańska
Magdalena Szymańska 11.11.2025 07:03

Dorota Wellman poważnie chora. "Ataki trwały 20 parę godzin"

Dorota Wellman poważnie chora. "Ataki trwały 20 parę godzin"
fot. KAPiF

Dorota Wellman szczerze opowiedziała o swoim zdrowiu i decyzji o interwencji. Po długim leczeniu farmakologicznym, dziennikarka musiała poddać się poważnemu zabiegowi. Co było przyczyną?

Dorota Wellman: Poza Ekranem Śniadaniowym

Patrząc na Dorotę Wellman, większość widzi w niej twarz porannej telewizji, nierozłącznie związaną z Marcinem Prokopem i programem "Dzień Dobry TVN". To właśnie od 2007 roku ten duet stał się ikoną TVN. Jednak patrząc na jej karierę, widać, że to tylko część historii. Wellman jest postacią, której medialny życiorys jest zaskakująco długi i zróżnicowany.

Swoją przygodę z mediami zaczynała w czasach transformacji, w Radiu „Solidarność”, a później prowadziła audycje m.in. w Radiu Zet. Zanim na stałe zakotwiczyła się w TVN, pracowała w Telewizji Polskiej, gdzie prowadziła popularne programy, w tym "Pytanie na śniadanie". Zatem jej doświadczenie w telewizji śniadaniowej jest dużo dłuższe niż dekada w jednej stacji.

Co ciekawe, Dorota Wellman to nie tylko dziennikarka. Jej aktywność wykracza daleko poza studio. W latach 80. była związana z produkcją filmową, pełniąc funkcję II reżysera przy ważnych polskich filmach. Zaliczyła też aktorski epizod, wcielając się w postać Henryki Krzywonos w filmie Andrzeja Wajdy "Wałęsa. Człowiek z nadziei". Do tego dochodzi jej działalność pisarska – jest autorką książek i felietonów, pisanych między innymi dla "Wysokich Obcasów". To pokazuje, że jej rozpoznawalność to efekt niemal trzech dekad wszechstronnej pracy, a nie tylko sukcesu jednego telewizyjnego formatu.

Dorota Wellman poważnie chora. "Ataki trwały 20 parę godzin"
Dorota Wellman fot. KAPiF

Dorota Wellman poważnie chora

Przez ostatnie lata COVID-19 nauczył nas, że wirus potrafi uderzać w najmniej spodziewane miejsca, daleko poza układ oddechowy. Wiele osób po przechorowaniu mierzy się z tzw. długim ogonem infekcji, a jednym z takich problemów są kłopoty z sercem. Ostatnio publicznie o swoim doświadczeniu opowiedziała Dorota Wellman, która w mediach przyznała, że koronawirus naruszył jej kardiologiczną stabilność.

Zachorowałam w tym pierwszym okresie, kiedy było dużo ciężkich zachorowań. Wydawało mi się, że wyszłam z tego bez szwanku. Po 1,5 miesiąca pojawiło się migotanie przedsionków. Nie ma nad tym możliwości zapanowania — opowiedziała w "Dzień Dobry TVN"

Jak sama podkreślała, przed chorobą miała "serce jak dzwon". Po zakażeniu jednak zaczęła odczuwać niepokojące objawy, które ostatecznie zdiagnozowano jako migotanie przedsionków. To nie był zwykły stres czy jednorazowe kołatanie; to były stany trwające przez wiele godzin, które uniemożliwiały normalne funkcjonowanie. Właśnie na tym polega problem z arytmią: serce przestaje bić w stałym rytmie (który u zdrowej osoby powinien mieścić się w granicach 60-80 uderzeń na minutę), a zaczyna kurczyć się nieskoordynowanie – to jest właśnie migotanie, lub bije zbyt szybko (powyżej 100 uderzeń, czyli tachykardia).

Wydawało mi się, że tabletka jest lepsza niż wszystko inne, dopóki moje ataki nie trwały po 20-parę godzin. Wtedy trafiłam na osobę, która namówiła mnie na ablację. Zwlekałam prawie dwa lata.

Dziennikarka przez dwa lata próbowała tradycyjnego leczenia, czyli farmakologii. Leki jednak nie przyniosły trwałej ulgi ani oczekiwanych rezultatów. Choć decyzja o bardziej inwazyjnej metodzie nie była łatwa, w końcu postawiła na ablację. I to jest ten moment, kiedy medycyna wkracza z prostym, choć zaskakująco precyzyjnym rozwiązaniem.

Ablacja: reset dla serca

Czym właściwie jest ablacja, o której coraz głośniej mówi się w kontekście powikłań pocovidowych? To zabieg, który ma na celu wyeliminowanie źródła arytmii. Inaczej mówiąc, lekarz lokalizuje to miejsce w sercu, które źle przewodzi impulsy elektryczne i je "wyłącza".

Zabieg nie jest tak skomplikowany, jak mogłoby się wydawać. Najczęściej pacjent jest przytomny (choć dostaje znieczulenie miejscowe i leki przeciwbólowe), a cała procedura odbywa się przez naczynia krwionośne. Kardiolog wprowadza cienkie rurki, a przez nie elektrody – często przez naczynia w udzie. Te mikroskopijne narzędzia są następnie precyzyjnie kierowane do serca. Tam, na czubkach elektrod, tkanka jest albo podgrzewana (do 50-60°C – ablacja cieplna), albo zamrażana (krioablacja). Cel jest jeden: trwale zniszczyć ognisko wywołujące problem.

 To jest mało inwazyjny zabieg, który odbywa się przy pełnej świadomości. Albo się mrozi, albo się podgrzewa, na miejscu, gdzie impuls źle działał, robi się blizna i powoduje, że nie ma już migotania przedsionków. Ja jestem nowym człowiekiem. Wróciłam do wszystkich sprawności i nie mam tego poczucia ciągłego słuchania własnego serca – zaznaczyła Wellman

Czas trwania ablacji jest różny: może zająć od 40 minut do kilku godzin, w zależności od tego, jak duży i skomplikowany jest obszar do naprawy. Czasem wystarczy zniszczyć mały fragment tkanki, co trwa kilkadziesiąt sekund. Po zabiegu, o ile nie ma komplikacji, pacjent wraca do domu już następnego dnia.

Dziennikarka, po przejściu tej procedury, z dumą ogłosiła powrót do normalnego życia. Nie musi już wsłuchiwać się w to, jak jej serce "skacze". Jej historia jest ważnym głosem w dyskusji o post-covidowych problemach i pokazuje, że czasami nowoczesna medycyna oferuje trwałe rozwiązania tam, gdzie farmakologia zawodzi. To dobry sygnał dla wszystkich, którzy po wirusie wciąż czują, że ich serce bije w innym, niepokojącym rytmie.

Bądź na bieżąco - najważniejsze wiadomości z kraju i zagranicy
Google News Obserwuj w Google News