Joanna Bartel to polska aktorka, artystka kabaretowa, wokalistka, konferansjer.
Podczas Festiwalu Gwiazd w Międzyzdrojach Mateusz Szymkowiak zapytał znanych i lubianych z ekranów telewizji i sceny teatralnej "Jaka jest definicja gwiazdy"? Złapaliśmy z mikrofonem Piotra Cyrwusa, Sambora Czarnotę, Joannę Bartel, Marka Siudyma. Niektóre odpowiedzi mogą zaskoczyć!
Joanna Bartel to jedna z kultowych polskich aktorek i artystek kabaretowych, Gwiazda od wielu lat zachwyca swoim poczuciem humoru, charyzmą i dystansem do samej siebie. Największą popularność przyniosła jej rola Andzi, żony Bercika z legendarnego serialu „Święta wojna”. W czasie pandemii gwiazda mieszkała na wyspie Wolin, którą chwaliła za jej naturalne piękno i sympatycznych ludzi.Z Joanną Bartel porozmawialiśmy na temat palenia papierosów, związków damsko-męskich, hejtu po premierze „Świętej wojny” i macierzyństwa. Co myśli na temat szczepionek, jak wspomina zmarłych Krzysztofa Krawczyka, Zbigniewa Wodeckiego czy Sylwestra Chęcińskiego i jak do tego doszło, że cały kraj błędnie myśli, że ma depresję?Podczas ostatniej rozmowy z naszym portalem powiedziała Pani, że w związku z pandemią była Pani zmuszona wstrzymać swoją działalność zawodową. Jak to wyglądało w ciągu ostatnich miesięcy, kiedy obostrzenia trochę się “poluzowały”? Joanna Bartel: Nie było dużo lepiej. Poprawiło się trochę, ale jednak dużo firm się bało. W sierpniu zagrałam jedną imprezę, a we wrześniu cztery. Wrzesień był cudny, bo wszystko tak nagle ruszyło, ale po nim znowu zaczęła się histeryczna obawa przed pandemią i zresztą słusznie. Październik był totalnie pusty, a w listopadzie zagrałam jedną bardzo przepiękną imprezę w Wieruszowie. To były senioraria, ludzie byli pięknie ubrani, była niesamowita publiczność. W międzyczasie miałam zakontraktowane bardzo dużo imprez, ale większość pospadało. Okazało się, że można było zagrać tylko jedną Barbórkę, która była bardzo udana, ale ludzie byli w maskach i zgodnie z przepisami była tylko połowa publiczności. Czy w takim razie w 2022 roku możemy spodziewać się Pani w nowych projektach? -W przyszłym roku nie mam ani jednej imprezy. Było kilka zakontraktowanych na maj, ale już dostałam pisma, że tego niestety nie będzie. Całe szczęście w skarpetce coś tam jeszcze brzęczy. Nie wiem, co będzie dalej, bo jeszcze zepsuł mi się samochód i nie wiem, ile ta naprawa mnie będzie kosztować. Jest szansa, że wydarzenia te będą miały miejsce, jak zwiększy się liczba zaszczepionych. Jakie jest Pani zdanie na temat szczepień przeciwko koronawirusowi? -Nie ma mnie cały czas w Rejestrze Szczepień na trzecią dawkę. Już trzy raz dzwoniłam na numer na gov.pl. Trzy razy wypełnialiśmy na nowo formularz i okazało się, że Bartel jest przezroczysta! Nie ma mnie tam! Teraz czekam do poniedziałku, bo wtedy generują się tam nowe skierowania. Ja bym się bardzo chciała zaszczepić ten trzeci raz. Po pierwsze jestem cukrzykiem, a po drugie w grudniu kończę 70 lat i uważam, że to po prostu trzeba zrobić. Poza tym muszę pilnie pojechać w takiej jednej ważnej sprawie do Warszawy, ale nie jadę, bo wiadomo, że tam i na Śląsku jest najwięcej zakażeń. Promuje Pani głośne mówienie na temat cukrzycy i szczęście w nieszczęściu, że doszło do jej wykrycia przy okazji operacji biodra. -To było ogromne zdziwienie. Wydawało mi się, że czasami jestem senna, ale żadne zdziwienie, bo wtedy zasuwałam naprawdę, więc zwalałam to na karb tego. U nas w domu też nie było cukrzycy. Nikt na to nie chorował albo ktoś chorował i o tym nie wiedział. Bardzo fajną rzecz powiedziała mi wtedy pani internistka. Ja się tak wystraszyłam, nie tyle tej operacji, co tego, że mam cukrzycę. A ona z uśmiechem na ustach powiedziała do mnie „Pani Asiu, z cukrzycą można żyć”. Teraz wiem, że można. Wspomniała Pani o mieszkaniu w pojedynkę. Wiemy, że w czasie największych obostrzeń pandemicznych mieszkała Pani na wyspie Wolin i wspominała wtedy Pani o samotności. Jak to wygląda obecnie? -Dobrze, że pani pyta, bo jak zwykle zostało to przekręcone. Oczywiście autoryzowałam wywiad i powiedziałam tam to, co chciałam. Ale ja naprawdę nie cierpię na samotność! Wręcz przeciwnie, ja uwielbiam być sama. Uwielbiam ciszę, spokój i właśnie tak jest w tym domku na Wolinie , gdzie przeczekiwałam pandemię, jak nie było szczepionki. Przepiękne miejsce, bo to leży w otulinie Wolińskiego Parku Narodowego i cudowni sąsiedzi, którzy mnie zabierali na zakupy, bo sama nie mogłam wyjechać samochodem. Do tego miałam towarzystwo takiego cudownego dzikiego kota. On jest własnością wszystkich na wsi, bo jest takim playboyem – do każdego chodził i się przytulał. Kot ma na imię Covid. Covid? -Tak, Covid! Jest cudowny. Umie nawet robić koziołki na żądanie. Więc mi samotność w ogóle nie doskwierała. Tak szczerze, to ja nawet nie lubię rozmawiać przez telefon. Nie lubię takich rozmów jak „Cześć. Co słychać?”, bo kurczę nie wiadomo od czego zacząć. Ja nie cierpiałam nigdy na samotność! I potem czytam ten wywiad, a tam nagłówek, że Bartel cierpi na depresję. Ja powiedziałam jedynie, że pewnie dostałabym depresji, gdyby nie ten kot i sąsiedzi, a to zostało całkowicie przekręcone. Nagle wszyscy moi znajomi zaczęli do mnie dzwonić i pytać: „Asia, co się dzieje? Przyjechać do Ciebie?”. Myślę sobie, jeszcze czego! Mam ścielić łóżka, gotować i się o kogoś troszczyć? Trzeba się najpierw zatroszczyć o siebie, bo goście niestety po jakimś czasie stają się uciążliwi. Tak jak mówię, wszyscy dzwonili i się martwili, a ja im powtarzałam, że nie mam żadnej depresji. To się najprawdopodobniej dobrze klikało. Czasami się robi takie głośne nagłówki. Dobrze, że to wyszło i będziemy mieć okazję poinformować, jak naprawdę wygląda sytuacja. Co do wyspy Wolin, dalej tam Pani przebywa, czy może wróciła już Pani na rodzinny Śląsk? -Przepiękna była wiosna na tym Wolinie, potem wspaniałe lato, ale no niestety, trzeba było wracać do roboty. 15 sierpnia zagrałam, potem długo nie było nic i potem we wrześniu wróciłam na Śląsk, żeby tutaj zagrać kilka imprez. Ludzie byli cudowni, bo teraz wszyscy są tak naprawdę spragnieni chodzenia na imprezy i wychodzenia. Widzę, że mimo pandemii, odwoływania imprez i słabszego kontaktu z innymi ludźmi, Pani nie traci w ogóle optymizmu. -Nie, to nie tak, że ja jestem zawsze uśmiechnięta i wesoła. Jestem tylko człowiekiem i jestem naprawdę bardzo zmartwiona tą pandemią. 90 procent społeczeństwa jest zmartwione, a ludzie potracili majątki i zdrowie. Wielu moich przyjaciół zmarło. To jest taka sytuacja, że ciężko mi uwierzyć, że ona trwa. Jak pokazują jakieś powtórki kabaretonów, a ja oglądam, bo tam moi koledzy występują, i widzę ludzi bez masek na widowni to sobie myślę „Boże, ale to były piękne czasy”. Stany się miewa różne, szczególnie jak przychodzi wiadomość o śmierci zarówno jakiś aktorów, gwiazd, ale też takich nieznanych cywili. Dlatego najbardziej denerwują mnie ludzie, którzy głoszą teorie antyszczepionkowe. To jest straszne, że ludzie wierzą jakimś anonimowym źródłom w Internecie, a nie nauce. Spotkała się Pani z kimś takim, kto głosił takie teorie? -Przyszła do mnie ostatnio pani i zapytałam ją, czy się zaszczepiła, a ona mi mówi, że czeka. Pytam ją, na co ona czeka, przecież ma dziecko, które jest niepełnosprawne i powinna zadbać o siebie i to dziecko. Wiedziałam, że jej nie przekonam. Jak byłam na przeglądzie technicznym z moim samochodem, takie dwie panie do mnie podeszły, zadowolone, że spotkały Andzię. Zapytały mnie, jak się czułam po szczepionce. Odpowiedziałam, że bardzo dobrze, nawet nie poczułam tego ukłucia. I te panie do mnie „To pani została zaszczepiona placebo. Połowa ludzi została zaszczepiona prawdziwą szczepionką, a połowa placebo”. Inny kolega powiedział mi, że pójdę siedzieć za nagranie spotu promującego szczepionki dla Izby Lekarskiej. Oczywiście zrobiłam to pro publico bono, bo tam też hejt poszedł, że wzięłam za to nie wiadomo ile, a tak naprawdę oprócz dyplomu i podziękowań nic nie dostałam. I ten kolega mnie ostrzega, że mogę iść do więzienia, jak ktoś się źle poczuje po przyjęciu szczepionki. To się zaczęłam śmiać, że będzie mi przynosił cytryny i pomarańcze do tego więzienia! Najbardziej jednak dziwne było, jak usłyszałam od niego „Ty już nie jesteś własnością swojej własnej osoby, ale uczestnikiem eksperymentu i własnością firmy Pfizer”! Bardzo dobrze, że są takie osoby publiczne jak Pani, które zachęcają do szczepień. -Smutne jest to, że są osoby publiczne, i to osoby naprawdę inteligentne, które znam osobiście i które są przeciwko. Pani nawet dokładnie wie, o kim ja mówię. To właśnie ci ludzie robią najwięcej szkody, bo tych ludzi słuchają inni. Uważam, że jak nie chcesz się szczepić, to przestań truć na ten temat, bo szkodzisz innym. Dziwne są też te obostrzenia w Polsce. Nigdzie mi jeszcze nie sprawdzono mojego paszportu covidowego. Tak samo maseczki. Jak byłam na wakacjach nad morzem, to nikt nie nosił, a jak nosił to było wiadome, że to turysta z Niemiec. Ja sama nie lubię nosić, bo bardzo źle się czuję i źle mi się oddycha, ale wiem, że trzeba. Kiedy wróciłam tu do Katowic, to patrzę, a tu wszyscy w maseczkach. Mi było tak głupio, bo ja nie miałam akurat przy sobie i najbardziej się bałam, że ktoś do mnie podejdzie i powie: „A, bo Ty taka gwiazda, że bez maseczki możesz chodzić”! Mówiła Pani, że zdarza się Pani oglądać kabarety z udziałem kolegów. A ja chciałam zapytać o serial “Święta wojna”, który przyniósł Pani największą popularność. Czy zdarza się Pani tęsknić za tamtym czasem i kolegami z serialu albo może nawet oglądać odcinki z Pani udziałem? -Powiem Pani szczerze, że tak. To nie tylko ja, a każdy kto pracował przy tym filmie: wizażystka i scenografka, ktoś z operatorów, każdy mówi to samo: „Co to były za czasy!”. Bo u nas była niesamowita atmosfera na planie. Dzięki naszemu reżyserowi Darkowi Goczałowi, który dokładnie wiedział, o co mu chodzi i wiedział, że może na nas polegać, była świetna atmosfera. On zawsze powtarzał: „Jak Wam nic nie muszę mówić, bo wy wszystko wiecie. Wy jesteście moje zdolniachy”. Nikt na nikogo nie podnosił nigdy głosu. Wiedzieliśmy o sobie wszystkie tajemnice, w związku z czym nie było plotek.Natomiast jeśli chodzi o Krzysia Hanke i o Zbyszka Buczkowskiego, to my mamy kontakt cały czas. Z Krzysiem jeszcze czasami występuję, poza tym dzwonimy towarzysko do siebie. Ze Zbyszkiem każdego roku się widuje w Międzyzdrojach na memoriale Władka Komara i też jesteśmy w kontakcie. To jest moja rodzina zastępcza tak naprawdę. To są moi bracia. Wszyscy tęsknią. Mimo, ze serial zakończył się w 2008 roku to cały czas ta popularność się gdzieś tam utrzymuje. Dzięki „Świętej wojnie” zarabiam jakieś pieniądze, bo ta popularność jest podtrzymywana. Dzwonią dalej do mnie firmy, a ja jestem mimo maseczki rozpoznawana na ulicy, choćby po głosie. Jasne, że to się trochę uspokoiło, ale dalej spotyka mnie dużo życzliwości. Jak przyjeżdżam na Wolin to właśnie witają mnie „O nasza ślązaczka, nasza nowa zachodniopomorzanka”. Jestem śląską patriotką, ale też kocham zachodniopomorskie, bo to piękna okolica i cudowni ludzie. Nie można też zapominać o tym, że ten serial, jak i cały Pani wizerunek medialny, w pewien sposób promuje Śląsk, kulturę śląską czy chociażby dialekt. -Tam za dużo o kulturze nie było, bo to była komedia, ale przyznam, że na Śląsku była na nas duża nagonka. Mieli do nas straszne pretensje, że kalamy własne gniazdo. Ja mówiłam, że to komedia i że nie muszą tego oglądać. Ja nie miałam jakoś dużo ataków, bo grałam taką w miarę normalną pozytywną osobę, ale Krzysiu Hanke miał naprawdę dużo nieprzyjemności, bo ja się sama z tym spotkałam. Ale to nie tylko u nas. Niedawno umarł pan Sylwester Chęciński. Ja dostałam w Lubomierzu nagrodę dla najlepszej aktorki komediowej i podszedł wtedy do mnie jakiś pan, ja wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to Sylwester Chęciński, i mi pogratulował. Ja powiedziałam mu, że dziękuję, ale też spotyka mnie dużo nieprzyjemności z tego powodu, co ta nagroda. A on mi mówi „Pani Asiu, jak ja zrobiłem „Samych Swoich”, jaki ja miałem kłopot. Większość osób ze wschodu było na mnie obrażonych. Ja też się przejmowałem, ale potem się dowiedziałem, że jak wyszedł film „Amarkord” Felliniego, to ta cała wioska, która się tam rozpoznała w tym filmie, też miała do niego pretensje. Teraz po tylu latach to jest film kultowy i zobaczy Pani, że „Święta wojna” też się stanie kultowa na Śląsku”. I sprawdziło się, bo już jest to kultowy serial, nie tylko na Śląsku. -Tak. Bardzo mnie wtedy pocieszył. Pamiętam, że tak mnie przytulił serdecznie i pocałował w oba policzki. Powiedział mi: „Widzi Pani, dzięki „Świętej wojnie” ma Pani tu swoją tablicę”. Bardzo się wzruszyłam, jak się dowiedziałam o jego śmierci, bo te jego filmy naprawdę są po prostu cudne. Śmieszna anegdota, kiedy ja dostałam tę nagrodę w Lubomierzu, to okazało się, że moja mama tam była jako 14-letnia dziewczynka na robotach. Jak oglądała „Samych swoich” to mówiła, że się jej to miejsce wydaje znajome, ale ono się podczas wojny nazywało Liebenthal, więc nie skojarzyłyśmy. Dopiero ja wracając z Niemiec, jak miałam w ręce atlas polski i niemiecki to porównałam i odkryłam, że to jest to samo miejsce. I jak ta historia zatacza koło – w jednym miejscu matka jest na robotach, a potem córka zdobywa tam nagrodę. Na studiach miałam też takiego kolegę Mariusza Benoit, który był synem Marii Zbyszewskiej, tej która grała Pawlaczkę. Kiedyś jego mama wsadziła nas w swoją syrenkę i zawiozła do miejsca, gdzie kręcili ten serial. Gdzie ja bym się spodziewała, że ja tam po latach będę nagrodę odbierać i jeszcze moja mama tam na robotach była. A czy oprócz tego jednego spotkania, miała Pani jakieś kontakty zawodowe czy prywatne z niedawno zmarłym Sylwesterem Chęcińskim? -Nie, tylko tam w tym Lubomierzu się spotkaliśmy i miałam to szczęście, że mogłam go osobiście poznać. Tam w ogóle było bardzo dużo fajnych ludzi. Ostatnio robiłam porządek w zdjęciach i tak patrzę, ilu tych osób już nie ma. Wiele ludzi z branży odeszło w ciągu tych dwóch lat: czy to Wojtek Pszonak, czy Boczek, czy Paździoch, czy Kiersznowski. Aż ciężko się to wymienia. Kolejny jest Krzysiu Krawczyk, z którym otwierałam granicę polsko-niemiecką, kiedy Polska weszła do Unii. Potem spotkałam się z nim Stanach i po kilku latach spotkaliśmy się w Polsce i Krzysiu Krawczyk powiedział wtedy do mnie: „To dobrze żeśmy do tej Polski wrócili i mieliśmy do czego”.Ja mam też coś takiego, że mam tyle numerów telefonów tych osób i ja nie mam serca usunąć tych kontaktów, bo dla mnie oni są cały czas żywi. Ja się bardzo przyjaźniłam z najsłynniejszym polskim szantymenem Jurkiem Porębskim. Dzięki niemu ja w ogóle znalazłam się na tym Wolinie. Ja się łapię na tym, że dla mnie on cały czas żyje. Ja mam ochotę do niego zadzwonić i wtedy do mnie dociera, że jego już nie ma. Tęsknimy za tymi ludźmi, ale wiadomo, że już nigdy ich nie spotkamy. Całe szczęście zostało po nich ich dziedzictwo – filmy, muzyka i dzięki temu mogą oni pozostać wiecznie żywi. -Ich twórczość tak. Ale przyznam szczerze, że ja mam na pendrive muzykę Zbyszka Wodeckiego z tej jego ostatniej płyty i ja niestety nie mogę tego słuchać. Jadę samochodem i po kolei mam tam Taylor Swift i zaraz po niej leci Zbyszek Wodecki. Ja jak go słyszę to łzy mi lecą ciurkiem i muszę przełączyć, bo nie jestem w stanie prowadzić. Jeszcze nie dojrzałam do tego, żeby go słuchać z radością, bo to była tak cudna osoba. Mieliśmy też przyjemność pracować razem, spotykaliśmy się na różnych imprezach. Myślę sobie wtedy: „Dobra Bartel, masz już 70 lat, więc wszyscy Twoi znajomi będą po kolei odchodzić, a nawet może ty sama”. Proszę tak nawet nie mówić. -Wszyscy musimy kiedyś umrzeć. Myśli się o takich rzeczach, zwłaszcza w dobie tej cholernej pandemii. Kiedy to się w końcu skończy? Niektórzy mówią, że będziemy z tym już całe życie. Jak tak ma być, to ja chyba sprzedam wszystko co mam i będę szaleć! Przejdźmy do weselszego tematu. Wielkimi krokami zbliża się Boże Narodzenie. Jak wyglądają Pani święta? Czy są jakieś tradycje typowe dla Pani rodziny i bliskich, które towarzyszą Pani co roku? -Z kim, jak ja nikogo nie mam? Nie no, dużo osób mnie zaprasza na Wigilię, bo wie, że jestem sama, a ja pytam tylko czy będzie karp. Jak będzie karp to ja przyjdę. Bo niektórzy jedzą w Wigilię na przykład dorsza. Ja za karpiem nie przepadam, ale w Wigilię trzeba go zjeść. W tym roku idę do takich znajomych, gdzie na Wigilii ma być dużo więcej osób. Według mnie najważniejsze, żeby być razem. Ale przyznam pani szczerze, że ja teraz nie przepadam za świętami Bożego Narodzenia. Może nie powinnam tego mówić w wywiadzie, ale naprawdę za tym nie przepadam. Potem jak się przeprowadziłam do Niemiec, to ten mój Niemiec był bardzo taki tradycyjny, że choinkę przynosił i prezenty robił i świeczki adwentowe zapalał. Zaraz po świętach, pod koniec grudnia są Pani urodziny. -Denerwuję mnie to, że najpierw są święta, a potem moje urodziny, a potem jest Nowy Rok. Ojciec mi zawsze mówił, że mu zepsułam Sylwestra, bo ja się urodziłam w domu, więc ojciec od razu musiał działać. Ja dostaję wścieklizny! W tym okresie ja dostaje pięćset sto dziewięćset życzeń, takich komunałów, a to jest taka siara! I te filmiki świąteczne i obrazki z tymi debilnymi łosiami i wszystkim! Ja to wszystko kasuję i nawet nie odpowiadam. Część ludzi przysyła kartki i to jest fajne. Ja w święta wyciszam telefon. Popularność to jest rzecz okropna. Jakim prawem wysyłają mi życzenia ludzie, o których się za przeproszeniem otarłam w autobusie? Przecież to nie są moi bliscy znajomi! Ja już się boję świąt i tych wszystkich życzeń. Jest wieczór wigilijny i dzwonią, przeważnie chłopy, bo baby to coś robią w kuchni, i mówią: „Dzwonię, bo nie chce Ci wysyłać głupich smsów”. Ja mam ręce w bułce tartej i przy garach stoję. Błagam dzwońcie w pierwszy albo w drugi dzień świąt! Denerwuje mnie też ta cała komercjalizacja i to, jak ludzie biegają wszędzie i kredyty biorą, żeby się zadłużyć na całe życie. Nie mówię, że nie lubię świąt, ale muszę przez nie przebrnąć. Może mam traumę, bo tamte święta były okropne. Najpierw mój tata był trzy lata sparaliżowany, to razem z mamą siedziałyśmy przy jego łóżku i nawet mu nie można było dać nic do jedzenia, bo on nie mógł połykać. Potem przyjechała moja mama do Polski i miałyśmy skromne święta, bez żadnych dwunastu dań czy innych słodyczy, makowców, moczki, jak to jest u nas na Śląsku. Wszystko przez moją cukrzycę. Byłyśmy razem, więc było cudownie. Prezenty kupowałam mojej mamie cały rok, bo ja wiedziałam co jest jej aktualnie potrzebne, ale na święta nie było prezentów. Ja ją rozpieszczałam i dostawała wszystko co chciała. Też się jej należało za tą całą opiekę nad ojcem. A co z urodzinami? Zaplanowała Pani w tym roku jakieś huczne świętowanie? - Jak najdalej od tych urodzin! Życzenia urodzinowe i świąteczne są jak kondolencje. Odbieram tylko od miłych osób. Świętej pamięci Zbyszek Wodecki jeszcze w latach osiemdziesiątych mi powiedział na stuleciu Cyrku Polskiego: „Asia, Ty chyba jesteś nienormalna. Jak można obchodzić te Wasze śląskie urodziny? Przecież Ty masz imieniny w takiej pięknej dacie 24 maja, kiedy jest dużo kwiatów, dużo słońca, a grudzień po świętach to nikt nie ma pieniędzy, ludzie wyjeżdżają na narty albo zbierają na sylwestra. Powinnaś obchodzić imieniny”. I wszystkim to rozpowiedział, a nas tam było dużo, bo i Hanna Banaszek i świętej pamięci Krysia Sienkiewicz. Ja dostałam tyle kwiatów w te moje imieniny. Od Zbyszka dostałam taki ogromny bukiet kwiatów, od Krysi uszyty bukiet z piórek, koralików i kwiatków. Mieszkało się w hotelu, więc ja te wszystkie kwiaty musiałam trzymać w wannie! Wolę imieniny, zwłaszcza, że wtedy nie jestem odosobniona, bo tego dnia mają imieniny wszystkie Joanny i Zuzanny w tym kraju! A co w takim razie z Sylwestrem? Niechętnie Pani świętuje, czy może dla odmiany wręcz przeciwnie? -W większości to ja zawsze w Sylwestra grałam. W mojej wsi na Wolinie był przepiękny Sylwester z takim ogromnym ogniskiem na 12 metrów. Rok temu ze względu na Covid to obchodziliśmy go tak ostrożnie i na odległość. Na Wolinie piękny był Sylwester i świetni ludzie. W tym roku może, ale to może będę występowała. Ale do tego jeszcze nie wiem czy dojdzie. To nie taki Sylwester, że całą noc tańce, tylko tak do dziesiątej i potem ludzie do domu, a ja do hotelu. Gdzie będzie można Panią zobaczyć w Sylwestra? -Występ jest planowany w Bełchatowie. Jest Panią jedną z tych osób, która pod koniec roku układa sobie postanowienia noworoczne? -Nie, ja postanowienia sobie składam codziennie. Codziennie wieczorem mam plan na każdy dzień. Bercik mi kiedyś powiedział, że nie zna drugiej takiej zorganizowanej osoby jak ja, bo ja sobie układam priorytety, a nie postanowienia. Wiem też, że z pewnymi rzeczami, jak na przykład z paleniem papierosów, trochę mi zejdzie zanim sobie dam radę. Ja bardzo późno zaczęłam palić, bo w wieku 38 lat. Ja nie wiem, jak ja się tyle lat utrzymałam i tak późno zaczęłam! Z głupoty zaczęłam palić. Każdego wieczoru mówię sobie: „Od jutra już nie będę palić”, ale zawsze się coś wydarzy albo mnie coś zdenerwuje i już idę zapalić. Teraz mam tyle nerwów i stresu, że jak tu nie palić! Człowiek zawsze chce sobie jakoś wynagrodzić to wszystko tym papierosem. Ja zawsze do moich bratanków w Niemczech mówię, żeby się nie łapali za palenie, bo to okropne jest, a mi nikt tego nigdy nie powiedział. Zdementowałyśmy już jedną plotkę, więc chciałam zapytać czy kolejna informacja jest prawdziwa. Jakiś czas temu przyznała Pani, że obawiała się Pani ślubu i nie chciała Pani nigdy wychodzić za mąż. Czy to prawda, a jeśli tak, to co było dla Pani w tym wszystkim najstraszniejsze? -Tak, jest to prawda. Była u mnie Dorotka Wellmann jakoś w czerwcu chyba właśnie z takim wywiadem u mnie w domu. Cudowna osoba, ja po prostu kocham Wellman. Ona zadała mi na ten temat pytanie i ja powiedziałam jej prawdę, że ja się ślubu zawsze bałam. Nie wyobrażałam sobie po prostu, jak to będzie. Zwłaszcza w tej pracy, ciężko jest sobie układać życie małżeńskie i rodzinne, kiedy jest się cały czas na walizkach. Ona mi zadała pytanie na temat dzieci. Ja powiedziałam, że nigdy nie miałam i nie mam dzieci, nie wiem jak to jest i za tym nie tęsknię, bo nie przeżyłam macierzyństwa. Czasami czytam różne historie, że ktoś ma chore dziecko albo z dzieckiem ma jakieś problemy i wtedy sobie myślę: „Boże, ale mnie ominęło”. Ktoś mi kiedyś napisał w komentarzu, że jestem smętna laska, bo dziecka nie chciałam. Ten ktoś pominął jedną istotną sprawę. Żeby mieć dziecko, to trzeba mieć koło siebie odpowiedzialnego faceta. Trzeba mieć po prostu kogoś, kto będzie dobrym ojcem. Tak to, to co ja mam zrobić? Zapłodnić się in-vitro albo zrobić sobie dziecko z byle kim i potem w trasy wozić to dziecko ze sobą w koszu na pranie i pozbawić je ojca? To jest też pewna odpowiedzialność za dziecko. Po prostu nie było tego kogoś w moim życiu, komu mogła bym poświęcić rolę ojca dziecka. Też mi się z facetami nigdy nie układało. Może to brak urody, a może za przemądrzała byłam, nie wiem. Obecnie wiele kobiet decyduje się na ciążę w późniejszym wieku. -Ja to podziwiam te moje koleżanki z branży, na przykład moją ulubienicę Małgosię Sochę, która ma trójkę dzieci. Nie wiem, jak one to wszystko godzą, ale jak się gra w kilku serialach i ma się pieniądze, to też można nianię zatrudnić. Poza tym, jak się ma przyzwoitego partnera, to się można na to wszystko zgodzić. Podziwiam te dziewczyny, które grają, pracują i mają dzieci, naprawdę. Ja im nie zazdroszczę, tylko je podziwiam. Życzę tym dzieciom i tym mamom wszystkiego najlepszego.TRICOLORS/East News Pani życzy im wszystkiego najlepszego, a czego my możemy życzyć Pani z okazji zbliżających się świat, urodzin i Nowego Roku. Wiem, że nie lubi Pani życzeń, ale mimo wszystko, czy jest coś, czego by Pani pragnęła? -Przede wszystkim spokoju. Żebym jakoś przeżyła te wszystkie życzenia! Nawet mam w opisie na WhatsAppie napisane „żadnych życzeń i żadnych głupich filmików”, ale ludzie się do tego nie stosują. Świętego spokoju i żeby ta cukrzyca mi specjalnie nie dokuczała. A i najważniejsza rzecz! Żeby była robota! Ja po prostu kocham pracować, kocham występować, kocham ludzi i publiczność. Ja ostatnio mojemu byłemu Niemcowi, z którym obecnie jestem w głębokiej przyjaźni, wysłałam swoje zdjęcie z fankami, a on mi na nie odpisał „Ty mi się coraz bardziej podobasz”. My już ponad 20 lat nie jesteśmy razem! A ja mu odpisałam, że jak pracuję to zawsze ładnie wyglądam. To działa na psychikę i człowiek też inaczej wygląda, jak ma na sobie ładną sukienkę, kolczyki i czerwoną szminkę. Chcę tylko żeby była robota, bo ja wtedy po prostu kwitnę! Artykuły polecane przez redakcję Świat Gwiazd:1. Kosmetyczny trik "-30 lat w 3 dni" podbija internet. Stosuj go minutę 2. Chcesz pozbyć się obwisłych policzków? 15 minut przed snem zrób TO 3. Do sieci wpadły zdjęcia Zosi z "Rodzinki.pl", po jej włosach nie ma śladuJeżeli chcesz się podzielić informacjami na temat gwiazd i nowinek ze świata show-biznesu koniecznie napisz do nas na adres: [email protected].
O Joannie Bartel w ostatnim czasie znowu zrobiło się głośno, a wszystko za sprawą wywiadu, w którym zdradziła, jak spędza czas pandemii. Teraz ponownie zabrała głos i opowiedziała o... swoim ukochanym.Joanna Bartel nie jest - wbrew być może powszechnej opinii - samotna. 68-latka odnalazła szczęście u boku pewnego mężczyzny.
Joanna Bartel udzieliła bardzo szczerego wywiadu dla portalu „Plejada”, w którym opowiedziała o swoim obecnym stanie zdrowotnym. Niestety z aktorką nie jest dobrze. Cierpi na cukrzycę, a na domiar złego od jakiegoś czasu znajduje się na skraju depresji. Zdarza się, że zadaje sobie pytania, po co w ogóle żyje.Joanna Bartel cierpi na cukrzycęOd jakiegoś czasu znajduje się na skraju depresjiPrzed popadnięciem w ten stan uchronił ją jej dziki kotFani najbardziej mogą kojarzyć Joannę Bartel ze „Świętej Wojny”, gdzie wcielała się w postać Andzi Dworniok, czy programu „Śmiechu warte”. Na co dzień wesoła i uśmiechnięta aktorka dziś znajduje się w naprawdę ciężkim stanie.
Joanna Bartel przez dziewięć lat wcielała się w postać Andzi Dworniok z serialu „Święta wojna”. Dziś aktorka mieszka na wyspie Wolin i czeka na powrót do pracy zawodowej. Jak spędziła okres pandemii i czym się dziś zajmuje? O tym opowiedziała w wywiadzie dla Świata Gwiazd.Joanna Bartel zasłynęła rolą Andzi Dworniok w serialu „Święta wojna”. W postać jej serialowego męża wcielał się Krzysztof HankeMimo upływu lat artyści wciąż się przyjaźnią. Kolega z branży odwiedził niedawno Joannę Bartel w jej domu na wyspie WolinAktorka spędza nad morzem okres pandemii koronawirusa. Choć mieszka sama, nie może narzekać na nudęW wywiadzie dla Świata Gwiazd zdradziła, czym się zajmuje i jak radzi sobie z brakiem pracy zawodowej
Joanna Bartel zasłynęła jako Andzia z serialu „Święta Wojna”Aktorka od blisko 10 lat nie pojawiła się na szklanym ekranieObecnie występuje z autorskim programem kabaretowym „Tok Szok”Bartel pożegnała oboje rodziców – najpierw ojca, a kilka lat później matkę„Zostałam sama na świecie” – wyznała w rozmowie dla „Na żywo”Dokładnie dziesięć lat temu Joanna Bartel po raz ostatni pojawiła się na szklanym ekranie. Aktorka zyskała ogólnopolską rozpoznawalność dzięki niezapomnianej roli Andzi – żony Bercika ze „Świętej wojny”. Później zagrała jedynie epizodyczną rolę w serialu „Na dobre i na złe” i filmie „Milion Dolarów”. Od 2011 roku nie wzięła udziału w żadnej produkcji.