Właściciel zalanej fabryki nie zwolnił pracowników. Polacy biją brawo, ale... Nie jest tak kolorowo
Spółdzielnia Pracy Cukry Nyskie, dotknięta dotkliwie skutkami ostatniej powodzi, podejmuje intensywne działania naprawcze. Zarząd, jak zapewniają współpracownicy, nie szczędzi wysiłków, aby przywrócić zakład do pełnej sprawności.
Polska walczy z żywiołem
Południowa Polska zmaga się z katastrofalnymi skutkami żywiołu. Ulewne deszcze sparaliżowały życie mieszkańców Dolnego Śląska, powodując znaczne zniszczenia w miastach i wsiach. Tysiące osób straciło dorobek życia, a sytuację dodatkowo komplikują działania złodziei, którzy wykorzystują chaos, by wzbogacić się kosztem potrzebujących. Mimo zagrożenia, wielu mieszkańców pozostaje na miejscu, aby uporać się z następstwami powodzi.
W całej Polsce organizowane są zbiórki, których celem jest pomoc poszkodowanym. Potrzeby są ogromne, dlatego zachęcamy do przekazywania zarówno darów rzeczowych (woda, żywność, środki czystości), jak i pieniężnych. Sytuacja jest krytyczna i wymaga naszej wspólnej solidarności.
"Moja i Twoja Nadzieja" w nowej wersji. O 19:30 teledysk zobaczyła cała Polska Zdesperowany Budda apeluje do Tuska. Jego pomoc dla powodzian może mieć poważne konsekwencjeZniszczone Cukry Nyskie
Jednym z miejsc, które ucierpiały, jest wytwórnia "Cukry Nyskie", której wyroby są znane w całej Polsce i które od 75 lat gości na polskich stołach. Prezes Spółdzielni Pracy "Cukry Nyskie" mówi, że pomimo walki, woda przedostała się już w niedzielę do fabryki:
Walka trwała od soboty. Zmagania z wodą trwały całą noc. Jednak ta przedostała się na teren zakładu w niedzielę w godzinach popołudniowych – opowiada w rozmowie z redakcją biznesową tvn24.pl Andrzej Chomyszczak, prezes spółdzielni. - No i niestety, zaczęła przedostawać się po kolei do pomieszczeń - dodaje.
Dodaje również, że martwi się o przyszłość swoich ponad 200 pracowników, którzy w wielu przypadkach stracili cały dobytek życia:
To jest tragedia dla ogromu ludzi. W naszej spółdzielni pracuje blisko 200 osób. Niejednokrotnie małżeństwa i ich dzieci – zaznacza prezes spółdzielni.
Dodaje również, że skala zniszczeń, jakie dotknęły tereny fabryki, jest naprawdę ogromna:
Woda w pierwszej kolejności wlała się do pomieszczeń znajdujących się przy zakładzie, m.in. do kotłowni. W niej mamy dwa piece: jeden o mocy 780 kW, drugi o mocy 225 kW. Oba służą do grzania wody do produkcji wyrobów cukierniczych, a także do ogrzewania całego zakładu. Oba zostały zalane. Zniszczeniu uległa także cała infrastruktura z nimi związana, taka jak choćby zbiorniki buforowe. Woda w kotłowni sięgała trzech metrów wysokości - opisuje prezes spółdzielni.
Nadzieja w ciasteczkach
Jednak pomimo tragedii i zniszczeń samej fabryki, zarząd Spółdzielni na pierwszym miejscu stawia dobro swoich pracowników i nie dopuści do pogorszenia ich sytuacji.
Piotr Kotfas, znany szerszej publiczności ze swoich charytatywnych działań, poinformował na swoim profilu na Facebooku o wypłacaniu pracownikom pełnych pensji pomimo dużych uszkodzeń zakładu i braku możliwości wznowienia produkcji w Cukrach Nyskich. Jednocześnie zachęca do wsparcia firmy poprzez zakup ich smakołyków, które już trafiły na sklepowe półki:
Tu trzeba przyklasnąć.
Zakład CUKRY NYSKIE, który w wyniku powodzi został poważnie uszkodzony i nie może wznowić produkcji postanowił, że pomimo postoju będzie wypłacał pensję swoim pracownikom. Zniszczeniu uległy między innymi maszyny i urządzenia niezbędne do produkcji ciasteczek i innych smakołyków jakie znamy ze sklepowych półek. Nic nie sugeruję, ale skoro niedawno potrafiliśmy wykupić cały zapas paluszków beskidzkich to może podobne wsparcie uda się okazać również tej firmie
Internauci bardzo entuzjastycznie odpowiedzieli na tę informację:
- Uwielbiam te ciasteczka, teraz polubiłam je jeszcze bardziej, jutro jadę na łowy ciasteczkowe.
- Fajna inicjatywa pomoglismy z paluszkami pomozemy z ciasteczkami.
- Pracuję w pl sklepie w Liverpool , zamówione.
- Udostępniam. Jutro ruszam na łowy. . Jeśli my nie pomożemy to kto.
- Będziemy z rodziną szukać w sklepie i jak znajdziemy napewno kupimy.
Poza takimi głosami pojawiają się też inne spekulacje. Internauci piszą, że prawo pracy niestety jest bezlitosne i przy zwolnieniu tak dużej liczby osób pracodawca poniósłby większe koszty związane z odprawami i odszkodowaniami niż przy wypłacie regularnych wynagrodzeń.
Twierdzą, że to, co się dzieje, nie wynika z troski, lecz czystego interesu. Są jednak jedynie domysły internautów, a gest pracodawcy i tak należy docenić, ponieważ jego pracowników również dotknęła powódź,a pieniądze są im teraz szczególnie potrzebne.
Macie ochotę na ciasteczka?