Anna Świątczak o macierzyństwie i życiu w patchworkowej rodzinie. "Jedyna możliwość"
Anna Świątczak celebruje ostatnio pierwsze sukcesy swoich córek na polu muzycznym – Etiennette i Vivienne odziedziczyły po rodzicach talent, który dziś prezentują światu. W ramach cyklu “Mamą być” porozmawialiśmy z piosenkarką o cieniach i blaskach dorastania w rodzinie Wiśniewskich oraz o tym, jak odnajduje się jako matka w kolejnych etapach życia swoich dzieci.
Gwiazda Ich Troje i liderka projektu Anka nie ukrywa, że wynosi wiele lekcji z rozmów ze swoimi dziećmi. Nie tylko tych dotyczących współczesnej rzeczywistości nastolatek, ale również stanowiących muzyczne inspiracje.
Anna Świątczak o budowaniu więzi z córkami
Po pytaniu o wychowanie Anna Świątczak uśmiecha się. Nie lubi tego słowa. Żartuje, że kojarzy jej się z tresurą lub trenowaniem. Nie takiego dorastania chciała dla swoich dzieci, więc definiuje je jako budowanie więzi.
– Nigdy nie chciałam, by moje dzieci były grzeczne w rozumieniu “przytakujące, konformistyczne”. Nie ukrywam, że sama byłam łobuzem [śmiech]. Wiem, że w przyzwoitych ramach ta “łobuzeria” jest potrzebna, żeby siebie wyrazić, coś wykrzyczeć, gdy mówisz szeptem, nikt nie usłyszy – zauważa.
Piosenkarka mamą chciała być od zawsze. Sama pochodząc z wielodzietnej rodziny, była przekonana, że na jednym maleństwie się nie skończy. Dziś cieszy się obecnością w swoim życiu 16-letniej Etiennette i 15-letniej Vivienne. Na przyzwyczajenie się do roli mamy potrzebowała jednak trochę czasu.
– Gdy minęła chwila naturalnego szoku, że mam małego człowieka, który jest w stu procentach zależny ode mnie i gdy przyzwyczaiłam się już do karmienia, nocnego wstawania, gdy kąpiel i przewijanie "weszła mi w krew", poczułam spełnienie, zrozumiałam, że jestem kompletna. Pomyślałam: "Wow, to jest dokładnie to, czego chciałam" – opowiada Anna Świątczak.
Tragiczny wypadek w dniu koronacji Karola III. Kobieta właśnie zmarłaDorastanie w cieniu sławy
Wokalistka podkreśla, że od samego początku czuła, że jest zobowiązana do ochrony swoich dzieci. Tym bardziej że dziewczynki w pierwszych latach życia nie rozumiały, dlaczego ich rodzina jest obiektem zainteresowania panów kryjących się w krzakach z aparatami fotograficznymi.
– Doskwierało im głównie to, że stale ktoś je zaczepiał, chciał robić fotografie z Michałem, prosił go o wywiad. Przeszkadzało im, że nie mogą pójść z tatą spokojnie do kina, bo nagle ktoś go zagaduje. Oczywiście najczęściej w miły sposób, ale takie maleństwo nie rozumie, dlaczego nie może po prostu posiedzieć na lodach z tatusiem, tylko wiecznie ktoś chce z nim porozmawiać – wspomina Anna Świątczak.
Obecnie mama i córki mają za sobą już wiele rozmów na ten temat. Jak przekonuje artystka, dziewczęta mają dziś zupełnie inną perspektywę niż sama ona, gdy po raz pierwszy stykała się ze światem show-biznesu. Nie weszły do tej rzeczywistości, a były w niej od początku.
– Czasem zdarza im się stawiać mnie do pionu w tej kwestii. Któregoś dnia przejęłam się jakimś niepochlebnym komentarzem na swój temat. Dziewczyny uzmysłowiły mi wtedy, że nie powinnam zwracać uwagi na obraźliwe słowa napisane przez kogoś, kto nigdy nie widział mnie na żywo, nigdy ze mną nie rozmawiał – tłumaczy piosenkarka.
Patchwork koniecznością, nie komfortem
Po rozstaniu z Michałem Wiśniewskim, zarówno on jak i Anna Świątczak wiedzieli, że muszą wypracować model, który pozwoli ich dzieciom najmniej boleśnie jak to tylko możliwe, odczuć skutki ich decyzji. W tym momencie jedyną rozsądną opcją wydawał się patchwork, choć to kolejne słowo, za którym nie przepada artystka.
– Wydaje mi się, że nie jest to rodzaj pomysłu na rodzinę. To po prostu najlepsze rozwiązanie, jakie można w takich okolicznościach uzyskać. Nie chwalę tego i nie polecam, ale w tej sytuacji to jedyna możliwość. To niełatwe, mamy w końcu do czynienia z dwoma różnymi domami. Nie jest to nigdy komfortowe dla dzieci, ale pomaga rodzicom, którzy muszą radzić sobie w takim rozbiciu; nie zawsze się to udaje, za to zawsze ma to swoją cenę – podkreśla piosenkarka.
W przekonaniu mamy Vivienne i Etiennette, budowanie z nimi więzi to ciągła nauka. Nauka, która działa w obie strony i niekoniecznie można ją pozyskać z tomiszczy pisanych przez specjalistycznie wykształconych psychologów i psychiatrów.
– Cały czas się uczę. Choć książek o wychowaniu dzieci jest na rynku coraz więcej, mam wrażenie, że coraz mniej wiemy o tym zagadnieniu (śmiech). Z jednej strony mamy suche przepisy i zasady postępowania, a z drugiej żywego człowieka: jego serce, duszę, potrzeby i różne doświadczenia – wyjaśnia Anna Świątczak.
"Kocham je bardziej niż cokolwiek na świecie"
Gdzie znaleźć zatem mapę, która pomoże nam odszukać odpowiednie drogi podczas tej przygody? Jak okazać się dobrym kompanem w tej niezwykłej podróży, którą jest dorastanie młodych ludzi? Moja rozmówczyni nie zna recepty, ale udziela świetnych wskazówek.
– Gadać, gadać i jeszcze raz gadać. Nie warto się zrażać. Staram się pukać do ich pokoju, by mieć dostęp do ich świata. Chcę go poznawać, a tym sposobem wspierać i budować. Czasami do tych dzieci trzeba się bardzo mocno dokopać. Nie obrażać się za wcześnie, nie dać się sprowokować trzaśnięciem drzwi do wypowiedzenia najbardziej przykrych słów – poleca Anna Świątczak.
Macierzyństwo to dla niej również popełnianie błędów. Umiejętność powiedzenia “nie wiem”, “nie wiem, co byłoby najlepsze”. Posiadanie otwartej głowy, która jest kluczem do porozumienia z nowym pokoleniem.
– Mamą stajesz się wtedy, gdy widzisz w swoim dziecku istotkę, która jest w stu procentach zależna, o którą chcesz się troszczyć. Dziś jako matka nastolatek mogę powiedzieć, że na każdym etapie to "mamowanie" wygląda inaczej, ale nadal wszystkim moim decyzjom, błędom, które popełniam, jak każda inna mama, towarzyszy jedno, kocham je bardziej niż cokolwiek na świecie. Chcę, żeby wiedziały, że jestem po ich stronie. Zawsze – pięknie podsumowuje naszą rozmowę Anna Świątczak.
Zobacz zdjęcia: