Sąsiadom rozwiązały się języki. Żaka szuka policja w całej Europie
Łukasz Żak był ścigany w całej Europie, właśnie udało się go złapać. Tymczasem sąsiedzi mężczyzny, oskarżonego o spowodowanie śmiertelnego wypadku na Trasie Łazienkowskiej, zaczęli mówić. Ich relacje jeżą włosy na głowie.
Kim jest Łukasz Żak? Wypadek na Trasie Łazienkowskiej
Łukasz Żak był ścigany przez policję, a od dziś także Europejskim Nakazem Aresztowania. Skutecznie: wieczorem udało się go ująć w Niemczech. Według służb to właśnie on spowodował śmiertelny wypadek samochodowy w nocy z 14 na 15 września na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie. Część osób jego czyn nazywa zabójstwem samochodowym. Także śledczy są porażeni skalą perfidii osób, oskarżonych w tej sprawie.
Jadący z ogromną prędkością Volkswagen Arteon uderzył w tył Forda, w którym znajdowała się czteroosobowa rodzina. Żona i dwoje dzieci – w wieku 4 i 8 lat – zostały przewiezione do szpitala. Niestety 37-letni mąż kobiety i ojciec dwójki dzieci nie żyje. Prokuratura poinformowała, że w aucie znajdowało się czterech mężczyzn i jedna kobieta. Ona trafiła do szpitala w stanie ciężkim. O znajdujących się w pojeździe wiadomo już, że byli pijani.
Według służb uczestnicy wypadku ustalili wspólną wersję, a sam kierowca uciekł. W tym czasie pozostali na miejscu mężczyźni nie pozwalali udzielić pomocy ciężko rannej kobiecie, z którą jechali. To właśnie na nią chcieli zrzucić winę za zdarzenie. 22-latka ma złamane kości policzkowe, wybite zęby, stłuczoną czaszkę oraz zerwany rdzeń kręgowy.
Mężczyźni nie dość, że nie udzielili pomocy, to jeszcze uniemożliwili udzielenie pomocy jednej z pasażerek, która była pokrzywdzona. Wręcz odganiali osoby, które chciały pomóc. To wszystko jest w aktach sprawy. Gdyby akta mogły przemówić, prokurator w tej sprawie byłby niepotrzebny – przekazał prokurator Piotr Skiba.
Obecnie prokuratura wystąpiła o tymczasowe aresztowanie trzech mężczyzn, którzy zostali zatrzymani: Mikołaja N., Damiana J. i Macieja O. Czwarty mężczyzna, czyli właśnie Łukasz Żak, który zbiegł z miejsca wypadku, był poszukiwany. Przerażające, co mówią o nim ci, którzy go znali, szczegóły poniżej.
Policja szuka go listem gończym. W okrutny sposób odebrał życie ojcu i mężowi Matka Dymińskiego dziękuje policji. Ma do powiedzenia tylko jednoCo wiadomo o oskarżonym w sprawie wypadku na Trasie Łazienkowskiej?
Już wcześniej prokuratura poinformowała, że oskarżony Łukasz Tomasz Żak był wielokrotnie karany za posiadanie narkotyków i jazdę pod wpływem alkoholu. Miał też orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów. Ostatni wyrok nawet nie zdążył się uprawomocnić: zapadł 23 lipca 2024 roku.
TVN24 poinformowało, że już po ucieczce Żak wydzwaniał do różnych osób – między innymi swojej ciotki i matki rannej kobiety – a każdej z nich podawał inną wersję zdarzeń i inne miejsce, do którego zamierza uciec przed policją. Dziennikarz Faktu odnalazł osiedle na warszawskich Bielanach, na którym mieszkał 26-latek z ciotką. Zwyczajny, szary blok niczym się nie wyróżnia, ale relacje sąsiadów są przerażające.
Krążyły o nim różne historie. Mówili, że handluje dragami i dopalaczami, że ma jakieś powiązania z dziwnymi ludźmi. Słyszeliśmy, że podobno brał udział w uprowadzeniu kogoś, ale ile w tym prawdy, ciężko powiedzieć – wyznała jedna z osób.
To jednak dopiero początek koszmaru, w którym żyli jego sąsiedzi oraz wspomniana ciotka. Nie chodzi jedynie o używki czy szemrane towarzystwo, szczegóły poniżej.
Oskarżony Łukasz Żak: relacje sąsiadów
Według słów dziennikarza Faktu sąsiedzi Łukasza Żaka wyraźnie bali się mówić – czy też raczej bali się, czym może się dla nich skończyć taka szczerość. Jednak te osoby, które przemówiły, nie przebierały w słowach. Z ich opisu wyłania się prawdziwie kryminalny obraz.
On był dziwny. Chwilami taki trochę jak nieobliczalny. To pewnie po tych narkotykach, które mieszał z alkoholem. Wszyscy wiedzieli, że lepiej nie wdawać się z nim w żadne rozmowy, bo mogło to się źle skończyć. Współczujemy tej jego ciotce, bo na pewno przeżywała tam gehennę, a to taka miła kobieta – wyznaje jeden z rozmówców.
Jeszcze więcej szczegółów podaje kolejna osoba. Z tej relacji wynika, że policjanci mogliby właściwie zamontować sobie drzwi obrotowe w bloku na Bielanach.
To, co się tu działo, przechodzi ludzkie pojęcie. Jak teraz sobie o tym pomyślę, to mam ciarki na całym ciele. Przychodzili tu do niego dziwni ludzie. To było szemrane towarzystwo. W mieszkaniu non stop było głośno. Na klatce było naprawdę nieprzyjemnie. Strach było wyjść z mieszkania. Odbywały się tam takie imprezy, że nie dało się chwilami tego wytrzymać. Krzyki, kłótnie, awantury. Policja była tu na porządku dziennym – przekazuje wieloletnia mieszkanka osiedla.
Inny mieszkaniec dodaje, że zachowanie towarzystwa, w którym obracał się oskarżony mężczyzna, skłoniło kilka osób do wyprowadzki z tej okolicy.
Był tu nalot policji na to mieszkanie, bo podobno ten chłopak miał jakieś narkotyki. Z tego, co pamiętam, cztery lata temu podczas libacji próbował wyskoczyć przez balkon. Wtedy interweniowały policja i straż pożarna. Niektórzy się wyprowadzili, bo mieli już najwyraźniej tego dość. Ciotka, z którą mieszkał, nie miała nic do powiedzenia. Zamykała się w pokoju, a on zapraszał towarzystwo i urządzał pijackie balangi do rana. Potem, jak go zamknęli, chyba za narkotyki, to było chwilę spokoju, ale znowu wrócił – czytamy.
Pozostaje mieć nadzieję, że działania służb odniosą skutek i sprawa znajdzie sprawiedliwość. Z nowych, nieoficjalnych informacji wynika, że dzięki współpracy polskich i niemieckich służb mężczyzna został już aresztowany.
Źródło: TVN24, Fakt